Cóż to był za rok

Cóż to był za rok

Koniec nie taki straszny

Nie dalej jak wczoraj rozpakowałem paczkę z Podręcznikiem Strażnika Tajemnic. To był dla nas wszystkich początek przygody z Zew Cthulhu. Pamiętam pierwszą poprowadzoną sesję i długie rozmyślania na spacerze z psem, gdzie najbliższym towarzyszem stał się kąsający mróz. Zastanawiałem się wówczas jak najlepiej podejść do tego systemu i gotowych scenariuszy. Tak, właśnie w mijającym roku poprowadziłem po raz pierwszy nie swoją przygodę. Było to doświadczenie, które mocno na mnie wpłynęło. Niby nic wielkiego, ale dla mnie to było przeżycie, które jakoś ukształtowało ten rok. Otworzyło mnie na nowe doświadczenia. Najbardziej zaskakujące jest to, że to wszystko wcale nie było wczoraj. To wydarzyło się w styczniu 2021 roku. Mam wrażenie, że przez ten czas tyle rzeczy się zmieniło.

Jest taka opowieść o dworcu, na który wjeżdżają pociągi i zatrzymują się przed tym samotnym turystą. A on zastanawia się, czy wsiąść do tego, który właśnie zajechał, czy może poczekać na inny. Waha się. Kalkuluje, czy ten który jest przed nim, to najlepszy możliwy wybór. Pytanie co zrobi, ciągle pozostaje bez odpowiedzi. Każdy z nas czasem odwiedza ten dworzec i wybiera swoją trasę. Ja w tym roku też byłem pasażerem. Tyle, że zadziwiająco spontanicznie, jak na siebie, podejmowałem decyzje. Mam poczucie, że zwiedziłem wiele dworców i jechałem niezliczoną ilością pociągów. Dałem się ponieść mijającemu 2021. W końcu jak to mawiają Hobbici, przygoda czekała. Głęboko wierzę, że nie była ostatnią i kolejne ciągle przede mną.

Każdy zwiedzony świat

Myślę, że w ramach kronikarskiej powinności warto napisać, co w tym roku zagościło na naszym stole, które systemy zapewniły nam wiele godzin dobrej rozrywki i do których planujemy powrócić w przyszłym roku. Niekwestionowanym królem naszych sesji był czwarto edycyjny Warhammer. Drużyna za pół ceny, w której moja postać aktualnie pełni rolę „tego złego”, kontynuowała swoje przygody na traktach Imperium. Mniej więcej w połowie roku dokonał żywota mój umiłowany Zabójca Trolli – Trak Guderssen. Zginął z honorem i z uśmiechem na ustach, więc nie ma co wylewać łez. Można co najwyżej wznieść toast za jego dokonania i chwalebną śmierć. Zmiana postaci znacząco wpłynęła na dynamikę drużyny. Mój nowy bohater, Bernard Drugi Syn Horowitz jest sylvańskim szlachcicem, któremu babka od małego kładła do głowy zabobony o niezwyciężonych wampirach i ich nieumarłych legionach. Z takim bagażem wyruszył w świat, żeby pokazać, że jest godzien. Jakby tego było mało drużyna podjęła decyzję, że kolejna część naszych przygód będzie miała miejsce rok po śmierci Traka, co spowodowało, że pozostali bohaterowie zmienili się, a co najważniejsze ewoluował ich sposób postępowania. Gdyby Trak żył to miałby spory problem, żeby rozpoznać swoich dawnych towarzyszy. Do drużyny dołączył także doktor Farkas, emerytowany wichrzyciel i konował. To spowodowało, że ostatni kwartał upłynął nam na docieraniu się i redefiniowaniu pomysłu na drużynę i jej cele. Chciałbym wierzyć, że ten etap mamy już za sobą i niczym rącze rumaki pomkniemy za przygodą, ale nie ma co się łudzić. To dopiero początek. Jeszcze wiele trudnych rozmów, warknięć i groźnych spojrzeń przed nami. A w powietrzu wisi nieustający potencjał na bójkę.

Równolegle toczyliśmy kampanię, która zakończyła Reiklandzki czas Drużyny Salundry i przeniosła się do dalekiej Sylvanii. Bohaterowie poprzysięgli wierność Marii Jungfreud i docelowo planują pomóc jej odzyskać władztwo w Ubersreiku. Jednak, jak pokazał ten rok wiedzie do tego długa i wyboista droga. Drugi sezon zakończony wraz z końcem kalendarzowego roku był niespodziewanym, ale jakże miłym dodatkiem do naszej kampanii. Fajnie też zazębiła się moja nowa postać z sesjami, które prowadzę. Dzięki temu bardzo dużo skorzystałem z podręcznika „Mroczni Władcy Nocy”. Wszystko wskazuje na to, że losy tych dwóch kampanii rozejdą się. Drużyna Salundry, o czym jeszcze nie wie, uda się do Wurtbadu naprawić stare błędy i narobić nowych. Mam poczucie, że będzie się dużo działo i przed nami wiele emocji. Dodatkowo dostałem na święta mapę Doliny Rzeki Egger i planuję wycisnąć z niej tyle ile się da. Trzymajcie kciuki!

Zdecydowanie mniej czasu spędziliśmy grając w Neuroshimę, ale za to udało nam się regularnie spotykać. Z założenia mieliśmy umówioną jedną sesję miesięcznie. Dzięki temu powstały zręby całkiem ciekawej opowieści o gangu motocyklowym „Duchy Puszczy”. O gangsterskiej nakładcę na system i przykładowych organizacjach, które powstały na potrzeby naszej kampanii, napiszę już niebawem. Mam poczucie, że wszystkie przygody, które do tej pory przeżyliśmy, to było preludium tego, co będzie się działo od stycznia. Zagraliśmy zaledwie trzy sesje w Vegas, a bohaterom już udało się całkowicie zdestabilizować tamtejszą scenę polityczną. Jestem ciekaw jak to wszystko się skończy. Gracze chyba też, bo zaproponowali dwie sesje miesięcznie. Na koniec chciałbym jeszcze raz podkreślić, że od lat marzy mi się zmiana mechaniki i liczę, że w tym roku już się to naprawdę wydarzy.

Ciągnęliśmy w tym roku naszą kampanię w Ostrza w Mroku. To słowo chyba najlepiej oddaje jak dobrze nam szło. Było to trudne i brak konsekwencji w umawianiu się sprawił, że wszystko się wlokło i do niczego nie doszliśmy. W związku z tym podjęliśmy decyzje o powołaniu do życia nowej szajki, ale wszystko wskazuje na to, że przez brak możliwości dogrania wspólnych terminów zawiesimy ten projekt. Z jednej strony czuję pewien niedosyt, bo bardzo chciałem dać szansę Ostrzom i móc w pełni poczuć ten system, ale z drugiej otwiera to przestrzeń dla nowych możliwości.

Prowadzenie bloga roztoczyło przede mną wiele nowych możliwości i stworzyło okazję do grania w systemy, o których istnieniu nie miałem wcześniej nawet pojęcia. Jednak przede wszystkim spowodowało, że poznałem bardzo wiele życzliwych osób, które chciały usiąść ze mną do wirtualnego stołu. Dzięki temu udało mi się zagrać w Towarzyszy, Monastyr, Mothershipa, Iglicę, Mysią Straż i w Mutanta: Rok Zerowy. Nie chcąc się rozwodzić nad każdym z tych systemów chciałem pozostawić kilka refleksji. Przede wszystkim zakochałem się w mechanice PbTA. Ta koncepcja bardzo przypadła mi do gustu i myślę, że zostanie ze mną na długo. Co jakiś czas łapie się na tym, grając w Warhammera, że myślę jak ładnie ruch rozwiązałaby cały ten ambaras, zamiast tylu różnych testów. Ale wiem, że nie wszystkim moim graczom ograniczenie rzutów sprawiłoby radość. W końcu cały czas gromadzą nowe kostki, a do czegoś muszą ich używać.

Wreszcie mogę napisać o Iglicy. Dawno nie spotkałem systemu, który tak bardzo by mi podpasował już od pierwszej sesji. Nie wiem, czy to wynika z ogromnej sympatii, jaką darzę mroczne elfy, czy z jakiś innych powodów, ale nie mogę się doczekać aż do mnie trafi i będę mógł rozpocząć nową kampanię. Zresztą już podczas planowania wznowionej kampanii Ostrzy zapowiedziałem, że będę chciał przejść na Iglicę. Czekam.

Drugim systemem, a w zasadzie mechaniką, o której chciałbym napisać jest Mutant: Rok Zerowy. Rozegraliśmy jedną sesję i drużyna ewidentnie nie odnalazła się w tej mechanice. Dużo lepiej czuli się w bardziej ustrukturyzowanym Zew Cthulhu. Mam jednak nadzieję, że nie porzucamy tego systemu bezpowrotnie, bo wiele sobie po nim obiecuję. Mechanika, którą oferują gry spod znaku Fria Ligan jest intrygująca. Nie zapałałem do niej od razu miłością tak, jak do PbTA, ale widzę jej potencjał. Rozważam jej wykorzystanie w Neuroshimie.

Rzutem na taśmę, podczas ostatniego tygodnia 2021 roku udało nam się zagrać w Zaginięcie Alice. Początkowo planowaliśmy coś bardziej tradycyjnego, co wymagałoby więcej przygotowań, ale finalnie odpuściliśmy. Końcówkę roku postanowiliśmy przeznaczyć na odpoczynek, dlatego na stole wylądowała gra wydana przez Alis Games. Wszystkim się tak bardzo podobało, że pierwsze pytanie jakie padło po zakończeniu rozgrywki było – czy możemy zagrać jeszcze raz? Podzielam to uczucie. Nie mogę się doczekać aż uda mi się zasiąść z nową ekipą do kolejnej rozgrywki. Co ciekawe jest to druga po Fuse gra Renegade, z którą miałem do czynienia. Tym, co je łączy jest doskonałe wykorzystanie zegara, żeby wzmocnić przeżywane emocje. Warto się tego od nich uczyć.

Czas zmian

Ten rok był nie tylko owocny ze względu na ilość rozegranych sesji, ale także dzięki zmianom, które mniej lub bardziej świadomie udało mi się przeprowadzić. Podczas większości spotkań jestem osobą prowadzącą, dlatego w tym obszarze nastąpiła największa ewolucja. Jednak jako gracz też starałem się pracować nad sobą. Myślę, że odpowiedzią na to wyzwanie było stworzenie nowej, kompletnie innej od poprzedniej postaci do Warhammera. Co by nie mówić odgrywanie krasnoluda nie jest kolosalnym wyzwaniem. W moim odczuciu wynika to z tego, że można bazować na pewnych stereotypach i kliszach. Wystarczy ustalić sobie jakieś priorytety i za nimi podążać. Dla mnie dużo trudniejszym wyzwaniem jest stworzenie wiarygodnej postaci człowieka. Mam ambicję, żeby Bernard był autentyczny. Jednak to wymaga dużej dozy człowieczeństwa, czyli nieprzewidywalności i zmienności. A to jest trudne. Mimo wszystko mam poczucie, że po pięciu miesiącach wspólnej podróży dotarliśmy się i chociaż dla reszty drużyny hrabia Horowitz może zachowywać się niezrozumiale, to ja już go na tyle dobrze poznałem, że wiem z czego wynikają jego decyzje.

Największą zmianą jaką w sobie odnotowałem jest sposób przygotowania do sesji. Zupełnie inaczej rozkładam akcenty. Wcześniej bardzo skupiałem się na światotwórstwie. Bardzo zależało mi na tym, żeby mieć dobrze rozplanowane miejsce działania drużyny. Teraz jednak w dużo większym stopniu skupiam się na nitkach łączących miejsca, frakcje i postacie niezależne. Uświadomiłem sobie, że tworząc te wycinki świata nie napełniałem ich wystarczającą ilością powiązań. Dla mnie jako osoby kreującej pewną rzeczywistość, te relacje i ich zależności były oczywiste. Ale rzadko stawiałem się w odwrotnej sytuacji, co powodowało niekiedy zagubienie wśród moich graczy. Myślę, że ten rok był czasem transformacji. Udało mi się dokonać ogromnego postępu w tej dziedzinie. To nie oznacza jeszcze, że przestałem popełniać błędy, ale wydaje mi się, że ich liczba znaczenie spadła.

Rok 2021 to był także szereg drobnych, niekiedy subtelnych zmian, które nie mają fundamentalnego znaczenia, ale na pewno pozytywnie wpłynęły na mój warsztat. Przede wszystkim nigdy nie wpadłem na jakże prosty, ale klimatyczny element jakim jest pytanie graczy o to jak wyglądają ich bohaterowie. Dopiero słuchając nagrywanych sesji uświadomiłem sobie, że da się to zrobić w bardzo prosty sposób i dzięki temu wszyscy mają uwspólniony obraz jakiejś postaci. Drugą ważna zmianą było luźniejsze podchodzenie do różnych światów, w których operowaliśmy. Parę lat temu nie czułem takich kajdan i pozwalałem sobie na więcej, ale na początku tego roku powodowany jakąś pradawną siłą chciałem postępować zgodnie z zasadami. Balem się dokonywać drastycznych zmian i raczej skupialiśmy się na zadaniach, omijających historię – chociażby Starego Świata. Na szczęście pozbyłem się tego ograniczenia i mam wrażenie, że zarówno Duchy Puszczy, jak i Drużyna Salundry dużo na tym zyskały i jeszcze sporo namieszają.

Na koniec zostawiłem sobie mapy. To jest dla mnie coś nowego, a zarazem starego. Dlaczego? Przez wiele lat korzystałem z własnych map. To znaczy ja je wymyślałem i każdorazowo prosiłem kogoś o pomoc w ich narysowaniu. Jednak umówmy się, to był dodatek do sesji. Za fabułą szła potrzeba powstania jakiegoś szkicu, wizualizacji tego, co wymyśliłem. W związku z tym plan stawał się rzeczą wtórną, atrakcyjnym dodatkiem. Jednak ten rok uświadomił mi, że wcale tak nie musi być. Można z mapy uczynić jedno z podstawowych narzędzi sesji, jak miało to miejsce podczas naszej mini kampanii w Towarzyszy. Jednak w tym roku planuję pójść o krok dalej, jak już pisałem wcześniej. Chciałbym uczynić mapę Doliny rzeki Egger moim partnerem podczas planowania trzeciego sezonu przygód Drużyny Salundry. 

Nieśmiały plan

Myślę, że w tym roku będzie czas na kolejne zmiany i kontynuację rozpoczętych projektów. Przede wszystkim chciałbym zmienić szablon, który w tej chwili jest na pazuremspisane.pl. To był dobry układ na początek, kiedy jeszcze nie było tylu tekstów. Teraz mam wrażenie, że mocno ogranicza dostępność do archiwum. Podobnie jest z możliwością pobierania przygotowanych materiałów. Giną w tekstach i ktoś, kto pierwszy raz wchodzi na bloga, nie ma pojęcia, że one w ogóle istnieją. Dlatego potrzebne jest odświeżenie układu i popracowanie nad funkcjonalnością witryny. Nie mam jeszcze pojęcia, ile czasu to zajmie, ale na pewno będzie trzeba uzbroić się w cierpliwość. Pamiętam również sugestię, że należy zmienić czcionkę, bo obecną trudno się czyta. Tym także się zajmiemy, ale już podczas zmiany szablonu.

Chciałbym, żeby w tym roku na blogu pojawiło się zdecydowanie więcej uniwersalnych materiałów. Jeszcze w styczniu powinna ukazać się mini publikacja konsumująca naszą kampanię w Sylvanii. Rozważam też materiał o naszym Vegas, który być może się komuś przyda. Zobaczymy, jak wyjdzie, ale tego właśnie sobie życzę, zwłaszcza że już niebawem kolejna edycja 3po3 i Quentin. Kto wie? Może w tym roku znowu pokuszę się, żeby coś napisać. Swoją drogą pomysłów mi nie brakuje. Nawet teraz patrzę sobie na te wszystkie kartki z różnymi koncepcjami do opisania. Gorzej, że nie zawsze jest na to czas i motywacja. Zwłaszcza, że teraz już doskonale wiem, ile godzin trzeba na to poświęcić.

Jeżeli chodzi o granie, to w tym roku chciałbym zakończyć nasze mini kampanie w Mothershipa i Mysią Straż.        Mam nadzieję, że starczy nam siły, żeby rozegrać kolejny sezon Drużyny Salundry, zwłaszcza, że widzę, ile radości nam sprawia. Nasz motocyklowy gang ostro wjedzie w ten nowy rok. Jestem ciekaw, gdzie nas to zaprowadzi. Ale tak sobie myślę, że może warto pomyśleć o jakimś końcu. Zobaczymy. To nie tylko moja decyzja. Chociaż miło by było rozegrać kolejną kampanię w coś zupełnie nowego ze starą ekipą.

Bardzo chciałbym w tym roku poprowadzić jakąś mini kampanię w którąś z trzech gier: Never going home, Agon albo Czarny Kod. Liczę też na to, że znajdzie się przestrzeń na konwencję młodzieżową. Już któryś rok myślę ciepło o Tajemnicach Pętli. Tak długo się zbieram, że od tamtej pory pojawiły się na ryku Tajemnice Powodzi, Monsterhearts i już zaraz będą Dzieciaki na rowerach. Dlatego czas się w końcu ogarnąć, a jest na to potencjał po rozegraniu Zaginięcia Alice. Konwencja się spodobała. Wreszcie marzy mi się, żeby na koniec roku zacząć snuć naszą opowieść w świecie Coriolisa.

Jako gracz ciągle będę udzielał się jako Bernard Drugi Syn Horowitz, ale przede mną także dwa nowe projekty i mam nadzieję, że wypalą. Zamierzamy zagrać w Death in Space i Twilight 2000. Jestem bardzo ciekaw obydwu tych gier i chętnie podzielę się spostrzeżeniami na blogu. Ciągle wierzę, że uda mi się zagrać w Warhammera 3 edycję i jestem otwarty na wszelkie nowe pomysły.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

c

Lorem ipsum dolor sit amet, unum adhuc graece mea ad. Pri odio quas insolens ne, et mea quem deserunt. Vix ex deserunt torqu atos sea vide quo te summo nusqu.