Niech żyje Bal!
Autorka: Weronika Pawlak
Karocę prowadził pan Jurysta. Wszyscy inni zdążyli się już zwolnić, tylko on pozostał na posterunku. Żadnemu z nas nie chciało się iść na ten bal, ale trzeba było. Gospodarzem imprezy był niejaki Holzenauer. Nie mieliśmy z nim wcześniej do czynienia. Na raucie mieli się zgromadzić wszyscy pretendenci do Ubersreiksiego tronu i towarzyska śmietanka miasta. Nie można było odmówić.
Bal jak to bal maskowy. Wszyscy zasłonili swoje twarze podobiznami zwierząt. Niektórych udało się rozpoznać od razu – na przykład postawnych braci Drakenburgów, ale innych już niekoniecznie. Pojawiła się szefowa miejskiej straży – Kapitan Pfeffer oraz lord Bruner. Burmistrz Ubersreiku miał maskę pstrąga, o czym głośno opowiadał wskazując na konotacje ichtiologiczne miasta, którym aktualnie zarządzał. Obecny był również Lucas von Todbringer – bardzo pewny swojej przyszłej roli jako władcy Ubersreiku. Pojawiła się i nasza kompania, jak zwykle robiąc wokół siebie wiele szumu.
W pewnym momencie przybył także szary mag – miejski czarodziej Ubersreiku. Towarzyszył mu nieodłączny Florian Feifraucher. Obydwaj upodobali sobie magiczne psikusy, którymi raczyli ojca Guntera Eminga.
Ojciec Salundry – Konstantin von Drakenburg polewał gin, którym częstował obficie naszą kompanię. W pewnym momencie, Florian wyjął z kieszeni Bercika jakąś nieobyczajną rycinę. Uznał to za świetny żart, i zaczął wykrzykiwać na prawo i lewo jakie śmieszne rzeczy nosi przy sobie ten niziołek. Na wniosek ojca Guntera, Albert został niemal zaaresztowany pod zarzutem posiadania niecenzuralnych obrazków. Jak zwykle jednak, interwencja szlachecka przyniosła skutek i sakiewka wuja Erwina załagodziła spór. A ryciny ktoś mu najzwyczajniej w świecie podrzucił. Ale kto? Tego niestety nie zauważył. Jak na złodzieja był stanowczo za mało bystry. Ciekawe czy dałoby się to wyćwiczyć?
Nagle do sali balowej wkroczyło kilkunastu uzbrojonych ludzi w barwach Jungfreudów. Okrążyli zebranych gości, którzy wykazywali ogromny spokój zważywszy na okoliczności. Wydawało nam się to nieco dziwne. Bercik w potyczce słownej z hersztem bandy stracił buty. A Salundra niemal pożegnała się z ręką, gdy jej cierpliwość wyczerpała się i wyszarpnęła kij z rąk szefa bandy. Bełty poszybowały w jej stronę. Na szczęście obecna na miejscu siostra uratowała ledwo trzymającą się dłoń.
Intruzi wzięli ze sobą nieco kosztowności, ale ewidentnie cel mieli jeden – porwanie generała von Dabernicka. Bez większego oporu ruszył z bandą, a oni ulotnili się. Szlachta straciła humor na zabawę, toteż bal zakończył się równie szybko, jak napad.
Drużyna podjęła dyskusję – czy rozpoczynać pościg? W końcu jeśli go szybko odbijemy to będzie nasza wielka zasługa, zyskamy w oczach Dabernicka i nie tylko! Ale z drugiej strony może warto wykorzystać tę sytuację? Olivia o czystym sercu i bohaterski Bercik chcieli ruszać jak najszybciej. Farrenstra rozglądała się za tropami. Były! Ślady prowadziły pod most, do Królestwa Barona.
Drużyna popędziła. W domu Druciarza nikogo nie zastali. Bercik skorzystał z okazji, rozpoczął przeszukanie. Znalazł ryby – wątpliwej jakości i świeżości. A w jednej z nich – złote karolki. Cichutko wsunął je do kieszeni. Nagle szmata imitująca drzwi zatrzepotała a w progu stanął Druciarz. Od razu pobladł jak ściana i ruszył do ucieczki. Pościg nie trwał długo. Po kilku minutach zbieg leżał plackiem na ziemi.
Druciarz to tchórz. Wyśpiewał wszystko. Okazuje się, że to Pan Yorek opłacił uprowadzenie von Dabernicka. I tyle. Nie wiadomo po co, dla kogo i dlaczego. Drużyna mimo zdenerwowania, jakoś sobie ten fakt wyjaśniła – w końcu Yorek czasem coś usłyszy i nie pomyśli. Druciarz za to pomyślał i wiedział, że musi walczyć o jedno – o godziwą zapłatę! Poprosił więc o wypłacenie drugiej części należności, którą obiecał mu nasz złoty chłopak. No to dostał karolki znalezione w rybie. Zadowolony poprowadził drużynę przez kanały wprost do celi, w której był zamknięty generał. Bercik zatrzymał drużynę krok przed celą – stwierdził, że musi to wyglądać jak brawurowa akcja odbicia. Kazał wszystkim narobić hałasu, tłuc o co popadnie, by generał wiedział, że ma do czynienia z wielkimi bohaterami.
No i w efekcie Druciarz uciekł. Chyba się jednak przestraszył krzyków i hałasów. Generał Dabernick siedział spokojny, z workiem na głowie w swojej celi. Drużyna uwolniła go przy wychwalaniach Bercika – jacy to oni wspaniali, bohaterscy, jak przepędzili wszystkich oprawców w liczbie wielu. Generał jednak zdawał się być oporny na jego uroki, podziękował i poszedł w swoją stronę. Skołowana drużyna również wróciła do swojej posiadłości.
A tam czekały już rozkazy. Generał Dabernick wysyła drużynę, razem z Krwawymi Krukami do Schluesselscholss, by pomóc oblężonemu przez zielonoskórych miastu.
Photo by Peter Herrmann on Unsplash