Lochy, pożar i śmierć Jacka
Autorka: Maja Sidor
Druga drużyna:
Adelajda – harda babka, zawsze ratowała towarzyszy z opresji, nawet (albo szczególnie) tych spowodowanych przez nich samych;
Jacek – biedny szlachcic, kuzyn Zelvinasa, wywoływanie skandali i problemów to jego drugie imię;
Konstanty vel. Kostek – młody bogaty szlachcic, kochający sztukę, trochę arogancki;
Sonia – młoda dziennikarka, pracująca w tej samej gazecie, co Alojzy.
Pomogli zanieść ciało Hrabiego do miejsca, gdzie miało czekać na pogrzeb. Próbowali podnieść Klucznika na duchu. Był to trzeci właściciel zamku, dla którego pracował. W dodatku nie pozostawił po sobie potomka, więc losy posiadłości jawiły się w mrocznych barwach. .
Jacek zaś został prawdziwym bohaterem w posiadłości Rejenta. Jeszcze tego samego dnia wydano ucztę na jego cześć. Właściciel przyjął go ze wszystkimi honorami i pogratulował zwycięstwa. Dobrze czuł się jako gwiazda salonu.
Dzień po pogrzebie dostali list od Jacka. Prosił o spotkanie na moście, leżącym nad rzeką przecinającą powiat na pół. Wiadomość ich skonfundowała, ale uznali, że pójdą. Musieli dowiedzieć się, skąd w nim taka zmiana, przecież wcześniej trzymali się razem.
Stawili się na miejscu przed czasem. Jacek pojawił się niedługo później, dał im złożoną chusteczkę, po czym poszedł dalej. Adelajda i Kostek ruszyli z powrotem w stronę zamku. Idąc rozwinęli chusteczkę i przeczytali: zabiję go dzisiaj w nocy. Domyślili się, że chodzi o Rejenta. Z jednej strony ucieszyło ich to, ale nie mogli zapomnieć o wcześniejszej zdradzie. Wrócili do pogrążonego w żałobie zamku i oddali się codziennym zajęciom czekając na rozwój sytuacji.
Zamordowanie Rejenta w jego własnej posiadłości było trudne, ale na pewno nie niemożliwe. Jacek miał pomysł jak to zrobić. Wieczorem poszedł do pokoju właściciela posiadłości udając, że to zwykła wizyta. Usiedli razem przy stole. Gospodarz polał do kieliszków. Nie chcąc się upić, Jacek tylko udawał, że pije. Aby plan zadziałał, tylko Rejent mógł być pijany. Wieczór mijał, a napięcie rosło. Zrobiło się już naprawdę późno, kiedy doszedł do wniosku, że to jest najlepszy moment. Wyjął zza pasa nóż, który wcześniej ukradł i rzucił się na ofiarę. Ostrze wbiło się w szyję, a Jacek zdecydowanym ruchem przeciągnął nim po całej szerokości. Krew obficie trysnęła z rany. Musiał szybko uciec, tak, żeby nikt go nie zobaczył. Porzucił narzędzie zbrodni i najciszej jak umiał ruszył do swojego pokoju. Kiedy do niego dotarł z radością stwierdził, że mu się udało. Teraz nie mógł dać się złapać.
Rano obudził go hałas, widocznie służba już zorientowała się, co się wydarzyło ostatniej nocy. Szybko ubrał się i zszedł na dół. Czekało go trudne zadanie. Do południa dwa razy został przepytany przez carskiego policjanta, informacja, że chcą to zrobić po raz kolejny zaniepokoiła go. Napisał list do Adelajdy i Kostka, prosząc o pomoc i wysłał go za pomocą gołębia pocztowego. Po chwili do jego pokoju wszedł oficer, oznajmiając, że przyszedł go aresztować. Na komisariacie miały na niego czekać nieludzkie tortury. Powiedzieli mu o tym wcześniej licząc, że ze strachu przyzna się do winy. Teraz mógł już tylko liczyć na pomoc towarzyszy.
List zaskoczył ich. Bez namysłu stwierdzili, że muszą pomóc Jackowi, nawet, jeżeli ich wcześniej zdradził. Nie mogli pozwolić carskim zrobić tego, co chcieli. Według słów Jacka grozili mu, że jeżeli się nie przyzna to nadzieją go na ruską łyżkę. Po chwili byli gotowi do ruszenia.
Ścigali się z czasem, ale kiedy nadeszła noc wiedzieli, że muszą wypocząć, żeby mieć siłę na walkę. Transport, którym przewożony był Jacek, też zatrzymał się na noc. Jutro mieli ich dogonić. Wiedzieli, że ich dwójka to trochę za mało, żeby go odbić Potrzebna była pomoc. W nocy Adelajda wpadła na pomysł jak rozwiązać ten problem. O świcie zadzwonili w dzwony wiejskiego kościoła, licząc na pomoc mieszkańców. Ku ich rozczarowaniu na wezwanie przybyły tylko trzy osoby. Żeby uratować Jacka nie mogli dłużej, więc ruszyli.
Jadąc w ciemnym powozie, Jackowi nie pozostawało nic innego jak liczyć na to, że ktoś go ocali. Kiedy droga zrobiła się jeszcze bardziej kręta i wyboista niż wcześniej, domyślił się, że jest już prawie na miejscu. Nagle powóz zatrzymał się, drzwi otworzyły się i został wyciągnięty na zewnątrz. Był środek dnia. Ktoś przywiązał go do drewnianego słupa. Był w samym środku obozu Rosjan. Jego sytuacja była dramatyczna.
Cała piątka nie szczędziła koni. Gnali jak tylko mogli, aby dotrzeć na czas. Kiedy dojechali zaczynało się robić ciemno. Schowali się w lesie, żeby obmyślić plan. Po szybkiej naradzie przystąpili do ataku. Mieli przedrzeć się do Jacka, uwolnić go i uciec, ale plan już na początku się wysypał. Kiedy zostali zauważeni ruszyli do walki. Przewagę przeciwnika dało się zauważyć od razu, już po chwili musieli się rozpaczliwie bronić. Adelajda próbowała podejść do Jacka jednak zablokowali jej drogę. Walka obróciła się w rozpaczliwą próbę przetrwania. Cała piątka próbowała uciec i nie dać się zabić. Kostkowi i Adelajdzie udało się to, jednak, kiedy odwrócili się w stronę obozu zobaczyli, że reszta nie miała tyle szczęścia. To nie był czas na rozpacz, musieli uciekać dalej, bo tutaj wciąż czekało na nich niebezpieczeństwo.
Jacek docenił starania towarzyszy, ale wiedział już jaki czeka go los. Następnego ranka rozpoczęto brutalne przesłuchania, podczas których zginął nie chcąc się do niczego przyznać.
Kiedy wrócili przygnębieni do zamku, odnotowali, że wewnątrz trwają gorączkowe przygotowania. Oprócz klucznika przywitała ich, także Sonia, która zapewniła, że pracuje w tej samej gazecie, co Aloizy i przyjechała go odszukać. Czuli, że muszą powiedzieć jej prawdę, o tym, czego się dowiedzieli. Okazało się, że pojutrze w zamku odbędzie się wieczorek poezji patriotycznej i trzeba wszystko przygotować.
Kiedy szykowali wejście do zamku zobaczyli zbliżającego się carskiego policjanta, który niósł pudełko. Niczego nie tłumacząc wręczył im je. Po czym od razu odwrócił się na pięcie i odszedł. W tajemniczym prezencie znaleźli zestaw carskich łyżek. Widocznie policja chciała pokazać, że wiedzą, kto próbował odbić Jacka. Nie mogli się zemścić, ale wiedzieli, że muszą uważać.
Rano rzucili się w wir przygotowań. Po południu pojechali do Bartnik w celu kupienia ostatnich rzeczy. Kiedy tam byli doszły ich plotki, że carska policja wie o planowanym wydarzeniu, które było nielegalne. Jeżeli plotki okazałyby się prawdziwe, a Rosjanie dowiedzieliby się, co robią pewnie zostaliby zesłani na Syberię albo zabici jak Jacek. Po rozmowie z Klucznikiem zadecydowali, że zorganizują dwie imprezy. W podziemiach planowany wcześniej wieczorek poetycki, a w zamku zwykłą ucztę. Wymagało to dużo pracy, ale był to najbezpieczniejszy sposób, żeby oszukać carskich.
Wieczorem do zamku przybyło bardzo wielu mieszkańców powiatów. Na górze Adelajda wiodła prym wśród gości. Tymczasem w podziemiach Kostek i Sonia brali udział w poetyckim wieczorku. Liczyli na to, że spotkają na nim wieszcza – najsławniejszego poetę konspiracji, ale w miarę słuchania kolejnych wierszy tracili nadzieję na powodzenie akcji.
Na górze imprezę przerwało kołatanie do wrót zamku. Plotki potwierdziły się. Odwiedziła ich carska policja. Adelajda, udając prostą dziewczynę ze wsi – Katarinę przywitała ich i zaczęła opowiadać o wydarzeniu w zamku. Byli bardzo podejrzliwi, wszędzie węszyli i dopatrywali się nielegalnych działań. Dziewczyna w duchu modliła się, żeby nie wydarzyło się nic podejrzanego i żeby nikt nie nazwał jej prawdziwym imieniem. Próbowała za wszelką cenę, odwrócić uwagę nieproszonych gości, ale było to trudne.
W podziemiach ostatni z artystów skończył prezentować swoje wiersze. Atmosfera była bardzo podniosła, z każdą chwilą mieli coraz więcej pomysłów jak odzyskać niepodległość. Po kolejnym piwie ktoś rzucił pomysł spaleniu posiadłości, która należała do Rejenta. Za dwa dni miała się tam odbyć uczta, na którą zaproszeni byli najważniejsi carscy oficerowie. Jeżeli udałoby się ich zabić, byłby to wielki sukces podziemia i ogromny cios dla cara. Potrzebowali więcej ludzi, ale pomysł padł na podatny grunt. Zanim wyszli umówili się na brzegu jeziora tuż obok dworu, o zmroku w dniu uczty. Pozostały czas mieli poświęcić na poszukiwania wsparcia.
Adelajda była pewna, że carscy coś podejrzewają, nie mieli jednak żadnego dowodu. Miała nadzieję, że impreza w lochach już się skończyła i jeżeli policja tam wejdzie to nie znajdzie niczego. Po dłuższym czasie nieproszeni goście zdecydowali się wyjść, więc atmosfera wreszcie się rozluźniła. Niedługo później wszyscy zaczęli wychodzić i zamek opustoszał. Cała czwórka zebrała się by wymienić się informacjami. Adelajdzie pomysł podpalenia dworku spodobał się, jednak wydawał się ryzykowny. Nie wiedzieli skąd wziąć więcej ludzi. Ktoś nagle rzucił pomysł odwiedzenia wyspy Konfederatów. Według tego, co ludzie mówili mieszkali tam żołnierze, którzy walczyli w powstaniu listopadowym. To była dla nich duża szansa. Wyspa była bardzo daleko i musieli ruszyć o świcie, żeby zdążyć.
Rano wyruszyli, pojechali konno do dworu Kniahini. Dotarli tam wieczorem, a kiedy opowiedzieli, co planują zaproponowała im, że pożyczy łódkę, aby poszło szybciej. Sonia i Adelajda poszły spać. Kostek wolał spędzić noc ze swoją ukochaną. Do rana siedzieli razem na pomoście nad rzeką. Kiedy wypłynęli z dworku Konstanty poszedł spać. Kiedy się obudził, byli już na wyspie. Wszyscy wysiedli i przywitali się z mieszkającymi tam ludźmi, po czym szybko przeszli do tematu. Przywódca bandy nie wydawał się przekonany, wszyscy wyglądali jakby cieszyli się z tego, że wreszcie znaleźli spokojne miejsce. To nie wróżyło dobrze. Zapytani o plan wyjęli mapę i zaczęli improwizować. Ustalili, że najpierw podpalą drzewa na drodze do dworku, żeby nie dało się uciec. Potem w płomieniach miał stanąć dom, a na końcu sad. Po wszystkim mieli uciec łodzią przez jezioro.
Plan widocznie okazał się być wystarczający, bo po krótkiej naradzie i ustaleniu warunków zgodzili się pomóc. Od razu wsiedli na łodzie i ruszyli w stronę Byrtnik. W tym samym czasie, w zamku Klucznik razem z innymi spiskowcami tworzył prowizoryczne bomby ogniowe.
Ledwo zdążyli na umówioną godzinę. Na miejscu spotkania szybko podzielili się na mniejsze grupy, które miały zająć się konkretnymi zadaniami. Adelajda dowodziła zespołem mającym podpalić brzozową aleję, Sonia z dwoma powstańcami wzięła sad, a Kostek i Klucznik stali na czele najliczniejszej ekipy podpalającej budynek.
Pierwsza poszła grupa od brzóz. Wszystko szło idealnie, dopóki na drodze, sto metrów od celu nie zobaczyli męskiej sylwetki. Szybko schowali się na poboczu, ale człowiek ich zauważył. Zaczął iść w ich stronę. Dochodząc do nich spytał się, co tutaj robią tak późno w nocy. Wpadli. Adelajda widząc, że nie ma ratunku zaczęła biec w stronę dworu prowadząc wszystkich do ataku. Jeden strażnik nie mógł ich zatrzymać.
Kostek z Klucznikiem i całą grupą przepłynął na drugą stronę sadu, chcąc podejść do domu od strony zabudowań gospodarczych. Wysiedli z łodzi, a kiedy zaczęli iść w stronę celu okazało się, że będą musieli zmienić plany. W jednym z budynków świeciło się światło, było w nim dużo ludzi. Hałasy sugerowały, że właśnie trwa tam uczta. Wiedzieli, że aby przejść dalej muszą najpierw rozwiązać ten problem. Szybko podjęli decyzję. Zaatakują i spalą ten budynek, a potem pójdą do dworu.
Zakradli się najbliżej jak mogli. Chowając się w cieniach drzew z sadu, odpalili część bomb i rzucili je. Kiedy budynek i trawa dookoła stanęły w płomieniach, ludzie wybiegli. Mężczyźni, którzy mieli broń zaczęli strzelać w ich stronę. Musieli ich zauważyć. Cała grupa uciekała w stronę sadu. Kiedy zatrzymali się w bezpiecznym miejscu zauważyli, że kilku osób nie było. Musieli dostać kulkę. Jeden z powstańców kulał, a Klucznika trafili w rękę. Wiedzieli jednak, że muszą realizować dalej plan.
Ekipa Adelajdy rozdzieliła się. Część pobiegła w stronę brzóz, a druga niesiona bojowym zapałem skierowała się w stronę dworu. Kilka bomb wyrzucili na zewnątrz budynku, a następnie wpadli na dziedziniec i rzucili granaty w tłum. Ludzie zaczęli uciekać, ale nic nie zajęło się ogniem. Spiskowcy również uciekali mieszając się z tłumem.
Ekipa Sonii czekała. Kiedy zobaczyli dym unoszący się nad budynkiem od razu przeszli do działania. Rzucili w stronę sadu kilka bomb i ruszyli w stronę łodzi. Ogień z budynków dosięgnął drzew, które zaczął się palić. Kiedy grupa zobaczyła, że druga strona sadu również staje w płomieniach wiedzieli, że są w potrzasku. Musieli iść w stronę domu przedzierając się przez drzewa. Tylko ogromne szczęście mogło ich uratować.
Adelajda straciła z oczu całą swoją grupę. Teraz mogła polegać tylko na sobie. Kierując się w stronę tyłu domu rzuciła przed nim ostatnią bombę, nikt jednak tego nie zauważył w popłochu ucieczki. Biegła do stajni, liczyła, że da radę ukraść konia i uciec na nim. To była jej jedyna szansa.
Próbując zakraść się do domu, czołgali się pod drzewami. Widzieli, że wszystko płonie i muszą uciekać. Chcieli jednak skończyć misję. Docierając do krańca sadu schowali się pod ostatnim rzędem drzew. Dzięki płomieniom wszędzie było jasno. Mieli mało czasu. Klucznik pierwszy wysunął się i rzucił bombę. Kiedy się cofał trafiła go kula. Ostatkiem sił rzucił się pod drzewa. Był ciężko ranny, musieli szybko mu pomóc.
Kostek szukał wzorkiem strzelca. Po chwili dostrzegł go. Z okna na strychu wystawał koniec lufy. Wiedziony brawurą wyskoczył zza drzew i rzucił bombom w stronę dachu. Jakimś cudem udało mu się trafić. Kiedy płomienie buchnęły z okna wiedział, że się udało. Jednak sytuacja dalej była tragiczna. Klucznik powoli tracił przytomność, a dwóch powstańców było rannych. Wszędzie dookoła szalał ogień i biegali ludzie ze strzelbami. Wyrzucili ostatnie bomby i zaczęli odwrót. Grupa czekająca na łodzi niepokoiła się. Z daleka widzieli, że wszystko płonie a ich towarzyszy dalej nie było.
Adelajda trafiła do stajni, która dopiero zaczynała się palić. Wypuściła wszystkie zwierzęta i wskoczyła na ostatniego konia. Kiedy wyjechała z budynku zobaczyła, że nie ma drogi ucieczki. Kiedy była w środku, ogień rozprzestrzenił się. Wszystko dookoła płonęło. Wpadła cwałem w płonącą trawę. Usłyszała rżenie konia. Po chwili koń upadł. Dziewczyna jeszcze próbowała iść, ale w końcu się poddała.
Kiedy byli już prawie na drodze usłyszeli strzały. Z przodu szli Kostek i jeden z mieszkańców wyspy Konfederatów niosąc rannego Klucznika. Ostatni z ekipy osłaniał tył. Chwile po dźwięku wystrzału padł na ziemię. Nie było jednak czasu. Wiedzieli, że bezpieczni będą dopiero na łodzi. Kiedy weszli na łódź odetchnęli. Ich szeregi były mocno przetrzebione. Płynęli w stronę zamku. Pomimo wielkich strat misja się udała.
Z gazet dowiedzieli się, że w wielkim pożarze zginęło wielu ludzi. Niestety najważniejsi z zebranych na przyjęciu przeżyli. Mieli jednak poczucie, że poświęcenie ich grupy nie poszło na marne. W całym powiecie nastroje patriotyczne zaczęły rosnąć. Po dłuższym czasie się dowiedzieli, Adelajda została pochowana jako Rejentówna. Cóż za ironia losu.
Photo by Jr Korpa on Unsplash