Chaos mysich terytoriów

Chaos mysich terytoriów

Witajcie na patrolu

Nasza mini kampania w Mysią Straż dobiegła końca. W wyniku splotu różnych okoliczności rozgranie czterech sesji zajęło nam prawie dwa i pół miesiąca. Strasznie długo. Finalnie nie wyszło źle, ponieważ część dodatkowego czasu udało mi się wykorzystać, żeby wniknąć głębiej w świat Mysiej Straży. Zapoznałem się z dwoma pierwszymi komiksami, przekonując się, że to niekoniecznie jest opowieść o prawych bohaterach, jak to zostało napisane w podręczniku. O tym chciałbym jeszcze później wspomnieć, bo po rozegraniu tych czterech scenariuszy mam poczucie, że podręcznik spłyca cały świat i rzeczywiście, bez znajomości fabuły komiksów nie ma szansy w pełni oddać jego niuansów, a tych jest naprawdę wiele i stanowią fajne zahaczki do tworzenia własnych przygód.

Najpierw chciałbym pokrótce przybliżyć naszą mini kampanię i opisać co się w niej działo. Warto również wspomnieć, że finalnie jej przebieg był odejściem od proponowanego przez autorów systemu schematu. Zaczęliśmy dosyć standardowo, żeby nie napisać z perspektywy czasu sztampowo, od misji eskortowanie oficjela, który zimował w siedzibie Mysiej Straży. Gwendolyn, czyli przywódczyni Gwardii, kazała kapitanowi patrolu bacznie przyjrzeć się ich towarzyszowi podróży. Istniało uzasadnione przypuszczenie, że jest zamieszany w ciemne sprawki, które w przeszłości prawie doprowadziły do upadku Straży. Całość została przeze mnie zaplanowana zgodnie z wytycznymi z podręcznika – były dwie przeszkody, starcie, tura graczy. W zasadzie wszystko co trzeba było, ale już na tym etapie czułem, że czegoś mi wciąż brakuje.

Dekompozycja schematu

Mieliśmy do rozegrania jeszcze trzy sesje, więc postanowiłem pokombinować nad tą kwestią. Doszedłem do wniosku, że połączenie tych wszystkich spotkań będzie wartościowe. Chciałem spiąć je fabularną klamrą tak, żeby nie było to bieganie od misji do misji. Pewnie niektórzy zaproponowane w podręczniku podejście nazwali by wręcz realizowaniem kolejnych questów. Jednak tak to zostało ułożone, żeby każda kolejna sesja była misją. Jest bardzo dużo przykładów jakie działania mogą podjąć mysi strażnicy, ale tym czego mi zabrakło są wskazówki jak łączyć poszczególne przygody w jedną całość. Bez znajomości komiksów jest to w zasadzie niemożliwe.

Warto wspomnieć, że wymyślona przez mnie klamra fabularna bardzo konkretnie wpłynęła na przebieg naszych sesji, tym samym zmieniając układ i strukturę misji zaproponowaną przez autorów. Przede wszystkim fabularnie poszczególne misje stały się tłem dla głównego wątku i zostały tak zaplanowane, żeby bohaterowie mogli zgodnie ze swoją wolą eksplorować wątek tajemniczej organizacji. W zasadzie sprowadziło je to do roli narzędzia, a nie głównego celu podczas poszczególnych spotkań. Myślę, że to kluczowa zmiana, która odwróciła nam też kolejność elementów scenariusza. Zaczynaliśmy od tury graczy by płynnie przejść w turę mistrza gry. Wydaje mi się, że te zmiany nie obniżyły jakości naszych spotkań, a wręcz ją podniosły.

Ożywienie świata

Skąd w ogóle wziął się taki pomysł? Przede wszystkim stało się tak ze względu na komiksy, które udało mi się przeczytać. Zdecydowanie wzbogaciły moją wiedzę o świecie i sprawiły, że przestałem myśleć o Mysich Strażnikach, jak o paladynach. Czytając podręcznik można odnieść wrażenie, że to gra o dobrych bohaterach, którym przyświeca jasno określony ideał prawości i sprawiedliwości. Tymczasem po głębszym wejściu w ten setting okazuje się, że nie jest on wcale czarno-biały, zawiera w sobie całą masę szarości.

Mam wręcz takie poczucie, że Mysia Straż jest grą o dwóch obliczach – jedno ma dla tych, którzy znają komiksy i drugie dla tych, którzy tylko przeczytali podręcznik. Siłą rzeczy nie dało się w jednej książce opisać ze szczegółami wszystkich najważniejszych wydarzeń z dziejów Mysiej Straży. Możemy mówić o jednej grze, grając w dwie zupełnie różne. Podejście zaproponowane przez autorów systemu ma również plusy, bo dla tych, którzy pierwszy raz zetkną się z Gwardią będzie to neutralny świat, nie obarczony zaszłościami z jego historii. To może wpłynąć na stworzenie zupełnie nowych, ciekawych wątków, ale zabraknie tego osadzenia w klimacie Mysiej Straży.

W podręczniku mamy faktograficznie przedstawioną historię Mysiej Straży oraz krótki, ale konkretny obraz poszczególnych miast. To pozwala nam stworzyć jakiś obraz całego terytorium gry. Jednak dopiero komiksy sprawiają, że ten obszar nabiera ducha. Trochę tak jakby informacje z księgi zasad były dekoracjami, a obrazkowa opowieść tym, co sprawia, że stają się naprawdę żywe.

Chaos uświadomiony

Myślę, że warto wzbogacić tę refleksję o jeszcze jeden aspekt – polityczny. Sposób podziału władzy zaproponowany przez autora komiksów sprawia, że ten świat jest stworzony do toczenia intryg i walki o władzę. Dla tych z Was, którzy nie mieli jeszcze do czynienia z Mysią Strażą postaram się w kilku zdaniach nakreślić obraz mysich terytoriów.

Przede wszystkim Mysia Straż jest instytucją nie mającą żadnych uprawnień władczych. Została powołana, żeby chronić mieszkańców przed drapieżnikami i innymi zagrożeniami. Nieodparcie kojarzy się z wiedźminami. To skojarzenie jest jak najbardziej słuszne, zwłaszcza jeżeli chodzi o zasady funkcjonowania. Przede wszystkim patrole wyruszają w teren by chronić inne myszy przed niebezpieczeństwem podobnie jak wojownicy z Kaer Morhen. Ci drudzy biorą za swoje usługi zapłatę, czego nie można powiedzieć o mysich strażnikach, przynajmniej nie bezpośrednio, bo już pośrednio Gwardia odbiera dary z poszczególnych miast znajdujących się na terytorium. W związku z tym można wysnuć wniosek, że różni się tylko formą płatności. Podobnie, ale nie identycznie jest z postrzeganiem przedstawicieli danej grupy. Wiedźmini są uważani za odmieńców i raczej nietolerowani na dłuższą metę. Tymczasem jeśli chodzi o zakapturzonych bohaterów sytuacja jest bardziej zróżnicowana, gdzieniegdzie są traktowani z należytym im szacunkiem, a w innych miejscach jak intruzi i uzurpatorzy.

Co więcej nikt formalnie nie pełni władzy nad mysim terytorium. Każde miasto jest zarządzane na swój sposób, co również może powodować pewne komplikacje. Gdzieniegdzie przywództwo jest kolektywne, a w innych miejscach złożone w jedną parę łapek. Wszystko zależy od miasta. Takie podejście ma dwie zasadnicze konsekwencje. Przede wszystkim mysie terytoria są całkowicie niewydolne w przypadku zagrożenia z zewnątrz. Zanim uda się wszystkim porozumieć minie bardzo wiele czasu, a sama Mysia Straż to za mało, żeby pełnić funkcję obronną. Zresztą gdyby przyjąć taki model, że oddziaływanie Gwardii ma płynąć do wewnątrz i na zewnątrz, wtedy z samego Lockhaven płynęłaby nieustająca pokusa, żeby całkowicie przejąć władzę i zwasalizować wszystkie miasta mysiego terytorium. Brak wydolności w przypadku zagrożenia, co jakiś czas musi prowadzić do pomysłu scentralizowania władzy, co będzie destabilizować całą krainę i dezorganizować istniejące zależności.

Drugą, jakże istotną konsekwencją tego rozwiązania jest brak formalnej legitymizacji dla Mysiej Straży. Jej autorytet jest całkowicie uznaniowy. Dlatego też podejście do niej jest zależne od miejsca. Niektórzy, co wynika zwłaszcza z komiksów, traktują ich jako uzurpatorów. Nie uznają ich władzy albo uważają ich przywództwo za słabe. Zarzuty można mnożyć, ale wprowadza to ogromną dozę niepewności.

W głąb mysiej dziury

Te dwie nakreślone przeze mnie kwestie aż proszą się, żeby je eksplorować podczas grania w Mysią Straż. Tymczasem czytając podręcznik można odnieść wrażenie, że gra jest zupełnie o czymś innym. Mamy wspólnie tworzyć historię bohaterskich mysich patroli przemierzających drogi terytorium. Być może taki był zamysł jej twórców, ale odwołując się do założeń Burning Wheel, na których została oparta, mogłaby opowiadać o codziennych dylematach i mierzeniu się ze swoimi wartościami. Wydaje mi się, że podczas naszej kampanii udało nam się doskonale eksplorować tę sferę szarości. Przeszliśmy przez wszystkie jej odcienie, spoglądając prosto w oczy „mrocznemu ja” bohaterów. Jak powrócimy do Mysiej Straży na pewno znowu sięgnę po te napięcia i postaram się zdestabilizować sytuacje polityczną. Czy będą to ci sami bohaterowie? O tym się jeszcze przekonamy.

Photo by Nick Fewings on Unsplash

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

c

Lorem ipsum dolor sit amet, unum adhuc graece mea ad. Pri odio quas insolens ne, et mea quem deserunt. Vix ex deserunt torqu atos sea vide quo te summo nusqu.