Lochy, pożar i zdradziecki Jacek

Lochy, pożar i zdradziecki Jacek

Autorka: Maja Sidor

Druga drużyna:

Adelajda – harda babka, zawsze ratowała towarzyszy z opresji, nawet (albo szczególnie) tych spowodowanych przez nich samych;

Jacek – biedny szlachcic, kuzyn Zelvinasa, wywoływanie skandali i problemów to jego drugie imię;

Konstanty vel. Kostek – młody bogaty szlachcic, kochający sztukę, trochę arogancki;

Sonia – młoda dziennikarka, pracująca w tej samej gazecie, co Alojzy. 

Podczas śniadania omówili dalsze plany. Zamierzali odwiedzić drugą stronę powiatu. Tam jeszcze nie szukali, a mieli przeczucie, że mogą tam zdobyć wiele ważnych dla nich informacji. Dzisiaj mieli załatwić sprawy w Byrtnikach, a jutro rano wyruszyć w dalszą drogę. 

Dzień upłynął im na uzupełnianiu potrzebnego sprzętu i załatwianiu formalności, takich jak wypożyczenie koni na kolejny tydzień. Przez cały czas Jacek był traktowany wyjątkowo dobrze. Jak dowiedzieli się od jakiegoś mieszkańca, ich towarzysz zabił sam wielkiego łosia i mamuna. To kłamstwo zdenerwowało ich, ale nic nie mogli zrobić. Jacek był sławny, za coś, czego nie dokonał. Ale wiedzieli, że misja jest ważniejsza i muszą zignorować swoją złość. Wrócili do domu Rejenta dosyć wcześnie, żeby się porządnie wyspać. 

Rano podziękowali za gościnę i ruszyli. Podróż mijała spokojnie.  Po południu zdecydowali się wstąpić do karczmy, zamówili jedzenie i się rozsiedli. Adelajda, w trakcie rozmowy z właścicielem dowiedziała się o obwoźnym kowalu, zdecydowali się udać do niego, żeby naprawić miecz znaleziony w podziemiach dworu. Kiedy Jacek poszedł do toalety, na ziemi leżała karteczka. Podniósł ją, bo była zapisana. Widocznie musiała komuś wypaść. To, co było na niej napisane, bardzo go zdziwiło. Od razu poszedł do towarzyszy, żeby się z nimi tym podzielić. 

Na karteczce, ładnym charakterem pisma ktoś wypisał zaproszenie. Całość była podejrzana. Tajemnicze wydarzenie miało odbyć się następnego dnia, o północy, na szczycie najwyższej góry w okolicy. Poczuli, że muszą się tam pojawić. 

Kiedy zjedli, ruszyli dalej. Szukali obwoźnego kowala, który umiałby naprawić znalezioną przez Adelajdę szablę. Jechali długo. Wraz ze zmrokiem dotarli do wioski. Usłyszeli rytmiczne uderzanie metalu o metal. Wiedzieli, że dobrze trafili. Poszli tam skąd dobiegał dźwięk i znaleźli wóz. Po rozmowie ustalili, że odbiorą miecz następnego dnia o świcie. Było już późno, więc poszli spać. W końcu następnego dnia mieli przeżyć ciekawą noc. 

Rano odebrali szable, która wyglądała jak nowa. Zjedli śniadanie i opuścili wieś. Zmierzali w stronę puszczy. Otaczało ich coraz więcej drzew, jednak podróż minęła spokojnie. Las zaczął się przerzedzać, a przed nimi, w miarę zbliżania się rosła góra. Otoczona była polaną, a na niej samej rosły trawy i małe krzaki. Całość robiła tajemnicze wrażenie, mimo tego, że na niebie świeciło słońce. Do północy mieli jeszcze sporo czasu, obeszli górę, a potem schowali się na skraju lasu, żeby nikt ich nie znalazł. Czekając zasnęli. 

Obudziły ich nasilające się dźwięki. Polana i zbocze góry było rozświetlone od pochodni. Trzymali je ludzie ubrani w czarne szaty, z kapturami, które zasłaniały twarze. Rozbudzili się bardzo szybko. Od razu zaczęli się skradać, chcąc zbliżyć się do dziwnego zgromadzenia. Usłyszeli krzyk i natychmiast padli na ziemię. Adelajdzie udało się, jednak Jacek i Kostek nie byli wystarczająco szybcy. Dali się zauważyć. W ich stronę zaczęła się zbliżać mała grupa postaci. Jak cała reszta, ubrani byli w czarne szaty i trzymali pochodnie.

Kiedy podeszli bliżej zorientowali się, z kim mają do czynienia. Cała grupa rozpoznała Jacka, jednak ku jego zdziwieniu ich reakcja wcale nie była przyjazna. Ta część powiatu była przeciwna rządom cara, którego popierał Rejent. Widocznie już cała okolica wiedziała o ich pobycie w posiadłości Rejenta i rzekomym zabiciu mamuna. To, że Jacek spędził tydzień, bratając się z wysoko postawionym właścicielem majątku uznano tutaj za coś złego, niemalże zdradę. 

Tajemnicze postacie zaczęły grozić chłopakowi nieprzyjemnymi torturami, a on próbował nieporadnie się bronić. Kostek stał z tyłu, nie wiedząc, co ze sobą zrobić. Próbował powstrzymać uśmiech, w końcu Jacek oszukał wszystkich robiąc z siebie bohatera. Teraz przyjdzie mu za to zapłacić. Ktoś, kto wyglądał, jak najważniejszy z ludzi w kapturach zwrócił mu uwagę. Kostek opanował się bardzo szybko. On też był w niebezpieczeństwie. Po wyśmianiu Jacka, w zamian za uwolnienie kazali mu obiecać, pomoc w opanowaniu sytuacji w Byrtnikach. Miał dopilnować Hrabiego. Kiedy skończyli popchnęli go do tyłu, tak, że przetoczył się i sturlał w dół. Konstantemu zaproponowali pójście na górę razem z nimi. Idąc z nimi, w odpowiedzi na pytania, zadeklarował chęć bronienia wolności ojczyzny i sprzeciwu wobec cara. Adelajda skradała się za nimi, nie chcąc ich zgubić.  

Na szczycie góry stała wielka grupa ludzi w kapturach. Konstantego zaprowadzili do kilku osób, które wyglądały na trochę przestraszone, widocznie oni też byli tu pierwszy raz. Na środku zapłonęło ognisko. Grupkę, w której stał wywołano i kazano uklęknąć. Powtórzyli za prowadzącym przysięgę, która i Kostkowi i podsłuchującej Adelajdzie wydawała się znajoma. Był to wiersz, który znaleźli w notesie ich poprzednika. 

Po ceremonii wszyscy zaczęli się rozchodzić. Cała trójka chwilę później odnalazła się. Opowiedzieli Jackowi, co przed chwilą się stało. Kiedy chcieli uzgodnić dalsze kroki okazało się, że ich plany kompletnie się nie pokrywają. Jacek zamierzał ostrzec Rejenta przed tym, co zobaczył, a reszta planowała jechać do Byrtnik i działać. Rozdzielili się w kłótni, dwójka została na skraju lasu, żeby wyruszyć, kiedy zrobi się jasno, a Jacek wyruszył niemal od razu. Podróż w nocy, była trudna. Chłopak zgubił się, nie wiedząc, gdzie jechać dalej i postanowił odpocząć i poczekać na słońce.

Następnego dnia rano wstali i ruszyli przez las w kierunku dworku Kniahini. Konstanty już cieszył się na myśl o tym, że spotka się ze swoją dziewczyną. Z tego powodu nie przejmował się kłótnią z Jackiem i zleconymi zadaniami tak mocno jak Adelajda. Podróż przez puszczę zajęła im znaczną część dnia. Na miejsce przybyli popołudniu. Kostek dogadał się z Adelajdą ze spotkają się w tym miejscu następnego dnia rano. 

Tymczasem Jacek zorientował się, że zamiast pójść w stronę centrum powiatu, poszedł w stronę, z której wcześniej przyszli. Od razu po wstaniu ruszył w drogę do posiadłości Rejenta, aby poinformować go o tym, co się stało i ostrzec go.  Dzień minął mu spokojnie i bez większych przeszkód. Wieczorem kładąc się spać wiedział, że nie zostało mu wiele drogi. Następnego dnia na pewno będzie już na miejscu. 

Po dotarciu na miejsce Kostek od razu pobiegł do swojej ukochanej, już wcześniej dogadał się z towarzyszką podróży, że spędzi z nią noc, żeby rano móc wyruszyć w drogę. Zabrał ją na wyspę zakochanych, która znajduję się na środku pobliskiego jeziora. Nie byli tam sami, jednak nie przeszkadzało im to. Cieszyli się swoją obecnością. W tym czasie Adelajda szybko zasnęła w dworze Kniahini, odpoczywając po ostatnich męczących dniach. 

Rano spotkała się z Kostkiem, który miał wspaniały humor, przed budynkiem dokładnie tak jak się umawiali. Ruszyli w dalszą drogę, musieli ostrzec hrabiego i mu pomóc. 

Jacek chciał dotrzeć do posiadłości Rejenta jak najszybciej, bo tylko tam mógł czuć się naprawdę bezpiecznie. Zaczął iść zaraz po śniadaniu, więc koło południa był już na miejscu. Ciepło go powitali, dalej był tam bohaterem. Po poprzednich doświadczeniach była to przyjemna odmiana. Gospodarz powitał go z entuzjazmem i zaprosił na obiad. Podczas posiłku Jacek, krótko streścił mu wydarzenia ostatnich dwóch dni. Rejent nie wyglądał na bardzo zdziwionego, sprawiał wrażenie zapalonego do działania. Musieli ustalić plan.

Dzień minął im na podróży. Popołudniu dotarli do Byrtnik, gdzie przedłużyli wynajem koni na kolejny tydzień. Kiedy to zrobili ruszyli w stronę zamku. Dotarli tam po zmroku. Przywitał ich klucznik, który nie wyglądał na zachwyconego. Hrabia przyjął ich znacznie milej, wysłuchał opowieści, zaoferował pokoje do spania i poczęstował kolacją. W międzyczasie, Klucznik opowiedział im dziwną historię, o zwłokach czwórki ludzi, które znalazł w lochach. Od razu pomyśleli o ekipie, przez którą tu przyjechali. To musieli być oni. Ich smutna teoria okazała się prawdziwa. 

Następnego dnia, kiedy jedli śniadanie usłyszeli głośny dźwięk, dochodzący od drzwi. Razem z nimi, przyszli tam Hrabia i Klucznik. Ten ostatni otworzył drzwi. Za nimi ujrzeli Jacka, który podniósł miecz, którym wycelował we właściciela majątku. Ku wielkiemu zaskoczeniu wszystkich wyzwał Hrabiego na pojedynek. Miał się odbyć następnego dnia w południe, na polu przed zamkiem. Potem Jacek odwrócił się i poszedł w stronę miasteczka. Dzień minął bardzo szybko, pomagali Hrabiemu w przygotowaniu się do walki, robiąc to zastanawiali się, co tak bardzo zmieniło ich towarzysza podróży. Doszli do wniosku, że to na pewno Rejent przekonał go do tego. 

Po niespokojnej nocy zjedli z Hrabim śniadanie i wyruszyli na pojedynek. Mężczyźni stanęli naprzeciwko siebie. Ukłonili się i walka rozpoczęła się. Pierwszy zaatakował Jacek, Hrabia nie pozostał mu dłużny. Pojedynek był bardzo wyrównany i szybki. Wszyscy słyszeli tylko dźwięk zderzających się szabli. Oboje byli dobrymi szermierzami. Hrabia na ułamek sekundy stracił skupienie, co przeciwnik od razu wykorzystał. Chwila nieuwagi kosztowała go głęboką ranę, jeszcze próbował walczyć, jednak upadł na ziemię. Jacek już wiedział, że wygrał.

Klucznik podbiegł do swojego pracodawcy, klęknął przy nim i oparł głowę rannego na swoich kolanach. Adelajda i Kostek również szybko podeszli. Nie znali Hrabiego długo, ale oboje zdążyli go polubić. Po chwili mężczyzna zmarł. Na twarzy Jacka widać było satysfakcję, ale wydawało się, że przemknęło przez nią także przerażenie. Chyba nie tego się spodziewał. Klucznik uronił łzę.

Photo by Jr Korpa on Unsplash

c

Lorem ipsum dolor sit amet, unum adhuc graece mea ad. Pri odio quas insolens ne, et mea quem deserunt. Vix ex deserunt torqu atos sea vide quo te summo nusqu.