Lochy, romanse i polowanie

Lochy, romanse i polowanie

Autorka: Maja Sidor

Druga drużyna:

Adelajda – harda babka, zawsze ratowała towarzyszy z opresji, nawet (albo szczególnie) tych spowodowanych przez nich samych;

Jacek – biedny szlachcic, kuzyn Zelvinasa, wywoływanie skandali i problemów to jego drugie imię;

Konstanty vel. Kostek – młody bogaty szlachcic, kochający sztukę, trochę arogancki;

Kiedy byli w miasteczku, przechodząc przez rynek zobaczyli jakieś zgromadzenie. Podeszli bliżej, żeby zbadać temat. W środku ludzie utworzyli krąg, wewnątrz którego stało kilku studentów, obrzucających się rymami. Stojąc bliżej usłyszeli głos, który wyzywał ich do pojedynku. Kostek, niechętnie wyszedł, w końcu, kto inny jak nie poeta i artysta. Wyszedł na środek i zaczęła się bitwa. 

Po tym student zamilkł. Wiedział, że przegrał. Kostek spytał się, po co właściwe to robią i dowiedział się, że dwa dni temu ich kolegę zamknęła carska straż i chcą zapłacić kaucje. Ucieszeni z wygranej odeszli, aby poszukać noclegu i koni. Udało im się to załatwić szybko, więc po kolacji poszli spać, żeby odpocząć po przygodach w podziemiach.

Rano ruszyli, w stronę dworu Kniahini, licząc, że dowiedzą się czegoś ciekawego jeszcze przed polowaniem. Podróż konno znacząco skróciła im drogę, mieli jeszcze sporo czasu do wieczora.  Przed posiadłością powitał ich mężczyzna, który spytał ich, co tutaj robią. Widocznie był zarządcą tego miejsca. Nie chciał powiedzieć niczego o dworku ani o jego właścicielce, której jak się okazało właśnie wyjechała. 

Odsunęli się trochę, aby ustalić plan działania. Doszli do wniosku, że Jacek spróbuje uwieść jedyną służkę, która została w posiadłości, a Adelajda i Konstanty włamią się do domu i poszukają informacji o właścicielce, o której przeczytali w dzienniku Zelvinasa. 

Jackowi udało się przekonać dziewczynę, żeby pojechała z nim nad rzekę. W tym czasie Adelajda rozmawiała ze zarządcą, a Kostek zaczął skradać się do domu. Po drodze spotkał ogrodniczkę, która wyglądała niesamowicie czarująco. Idąc rozdeptał kwiatki, żeby skupiła się na nich, a nie tym, że idzie w stronę dworku. Kiedy jednak dziewczyna zorientowała się, co się stało, przekonała go, żeby jej pomógł i naprawił to, co zrobił. Pod wpływem jej wdzięku Kostek uległ i zrezygnował z przeszukania domu. 

Adelajda dalej próbowała rozmawiać z mężczyzną, ale powoli kończyły jej się tematy, a on nie wydawał się ani trochę bardziej przychylny, żeby wpuścić ją do środka. W akcie desperacji spytała o możliwość skorzystania z toalety. Dowiadując się o wychodku, próbowała drążyć temat, licząc, że w dworze, są prysznice. Niestety wskazał jej rzekę jako miejsce mycia. Zrezygnowana poprosiła o wskazanie drogi do latryny, jednak gospodarz zaprowadził ją tam i czekał aż wyjdzie, żeby ją przypilnować. Dzięki prośbie o odrobinę prywatności w damskich sprawach, wreszcie została sama. 

Szybko wyszła i zakradła się do okna dworku. Weszła do środka i rozglądając się, w po pokoju uznała, że nie było w nim niczego ciekawego. W kolejnych pomieszczeniach, nie znalazła niczego więcej, lecz kiedy zobaczyła pomieszczenie pełne książek postanowiła je przeszukać. Po chwili znalazła mapę podziemi, w których spędzili tak dużo czasu. Wzięła ją, ale słysząc zbliżające się kroki szybko wyszła przez okno nie szukając niczego więcej.

Kostek widząc towarzyszkę podróży szybko odchodzącą od budynku pożegnał ogrodniczkę i obiecał, że niedługo przyjedzie znowu.  Oboje wsiedli na konie i ruszyli na spotkanie z Jackiem, który wracał właśnie z randki ze służącą. Pożegnał się z dziewczyną i ruszył w podróż. 

Droga sprawiła im trudności. Musieli przejść wpław przez rzekę. Mimo tego przed zmrokiem dotarli na skraj lasu, gdzie rozbili namiot i zjedli kolację. W nocy spełnili warty przy obozowisku i koniach. Rano wstali, na tyle wyspani na ile da się być wyspanym po spaniu na ziemi w lesie. Kiedy zjedli małe śniadanie z tego, co znaleźli w lesie, ruszyli na miejsce spotkania. Dotarli tam w krótkim czasie i po chwili usłyszeli odgłosy zbliżającej się grupy. 

Przywitali się z Rejentem i jego towarzyszami, wytłumaczyli też jak to się stało, że to oni się tu zjawili. Szybko okazało się, że nie mają, co liczyć na rozmowę. Rejent pojechał na polowanie ze swoją grupą, a oni zostali z jakimś mężczyzną, który miał pomóc im w polowaniu. Jacek zaczął tropić zwierzynę. Szedł z przodu szukając jej śladów. Chcieli upolować coś dużego, niedźwiedzia, może jelenia. Szli cicho i bacznie obserwowali otoczenie. W pewnym momencie Jacek, który szedł z przodu, podniósł rękę, i cicho powiedział, że coś widzi i zwierzyna jest blisko. 

Stali na samym skraju polany, na której drugim końcu stał wielki łoś. Konstanty, który oprócz miecza miał też broń palną wyszedł na łąkę i zaczął się skradać. Wiatr wiał zza jego pleców, więc wiedział, że nie ma dużo czasu i zwierzę za chwile go wyczuje. Uznawszy, że jest już wystarczająco blisko, stanął prosto i oddał strzał. Łoś nawet, jeżeli dostał to tego nie odczuł. Odwrócił się i ruszył pełnym pędem, w stronę Kostka. Ten w panice zaczął przeładowywać broń. Widząc to jego towarzysze zaczęli biec do niego, żeby mu pomóc. Nie mieli pistoletów, musieli improwizować. Zanim rozjuszone zwierzę zdążyło dobiec do chłopaka, ten oddał strzał. Trafił, ale niewiele to dało. Łoś wpadł na niego w pędzie odrzucają go na bok. 

Jacek dosiadł konia i ruszył w kierunku łosia, chcąc zagrodzić mu drogę i zabić. Łoś w pędzie wywrócił konia, ale chłopakowi udało się dźgnąć go nożem, jednak to dalej nie wystarczyło. Adelajda odważnie postanowiła stanąć mu na drodze, żeby w ostatnim momencie uciec, tnąc łosia w bok. Pomimo tego, że zwierzę było już mocno ranne, tylko cudem udało jej się to zrobić. Zwierzę padło martwe. Podbiegli do Konstantego, żeby mu pomóc. Oprócz tego, że był trochę poobijany nie stało się mu nic poważnego. Koń nie miał jednak tyle szczęścia. Leżał martwy tak samo jak łoś. Kiedy spojrzeli w bok zobaczyli zniszczony pistolet. Teraz nie mieli broni. 

Ich towarzysz i przewodnik podczas polowania podszedł do nich. Opowiedział o tradycji, według której, teraz powinni zjeść serce upolowanej zwierzyny. Kostek od razu zbladł. Udawał, że już to wcześniej robił i wcale go to nie brzydzi. Po chwili wszyscy dostali kawałek. Kostek delikatnie pozieleniał, a chwile po tym jak włożył mięso do ust odbiegł. Zniknął za krzakami. Dla innych sytuacja była weselsza niż dla niego. 

Kiedy wrócił wspólnie podjęli decyzję, że chcieliby jeszcze coś upolować. Tym razem to Konstanty zgłosił się jako tropiący. Pożyczył również od towarzyszy myśliwską strzelbę. Szli długo i nic nie zapowiadało znalezienia zwierzyny. Nagle tropiący wyszeptał, że coś ma i pokazał wielkie ślady łap, które były odciśnięte na ziemi. Były świeże. Szli dalej, w pełnej ciszy i skupieniu. 

Kostek jako pierwszy zobaczył górę brązowego futra. Bez namysłu oddał strzał. Bestia odwróciła się w ich stronę i okazało się, że wcale nie był to niedźwiedź, tylko obrzydliwa bestia zwana mamunem. Strzał w plecy tylko zirytował potwora, któremu udało się dosięgnąć Konstantego i rzucić nim o drzewo. Huknął w nie mocno, ale nikt nie miał czasu, żeby mu pomóc. Najpierw bestia musiała zginąć. Ruszyli w jej stronę. Nie mieli już strzelby, więc musieli zabić potwora inaczej. Zaczęli go atakować i ciąć szpadami. Mamun zdawał się nawet tego nie czuć, oddawał dużo mocniej i celniej. Wiedzieli, że jeśli za chwile czegoś nie wymyślą to wszyscy zginą. W duchu przeklinali Konstantego za jego pochopność, nie mieli jednak zamiaru się poddać. 

W pewnym momencie Jacek wyjął dywan, który ukradł z lochów i cisnął nim w bestię. Zasłonił jej oczy, co dało szansę na zbliżenie się i zadanie ran. Potwór jednak bardzo szybko zrzucił go z siebie i w szale trafił Adelajdę, która również odbiła się od drzewa i upadła nieprzytomna na ziemię. Do pomocy w walce rzucił się ich przewodnik i jego towarzysze. Dzięki ich wkładowi udało się zabić bestię. Kiedy tylko padła na ziemię, podbiegli do poszkodowanych, żeby spróbować im pomóc. 

Obudzili się w miękkich łóżkach, nie wiedząc, gdzie i dlaczego się znajdują. Kiedy wyszli z pokoju, dalej nie rozumieli co się stało. Zeszli na dół licząc, że może spotkają kogoś, albo znajdą coś do jedzenia. Budynek wyglądał bardzo ładnie, domyślali się, że należy do bogatej osoby. Zapewne byli, więc w posiadłości Rejenta. Weszli do pokoju i ku swojej uldze i radości zobaczyli Jacka. Siedział i jadł śniadanie, a kiedy ich zobaczył bardzo się ucieszył. Kiedy usiedli opowiedział im, co się stało. 

Po tym jak zabili mamuna, od razu wezwali pomoc dla rannych. Oboje mieli wielkie szczęście, że przeżyli, bo ich obrażenia były naprawdę poważne. Zostali przetransportowani, do posiadłości Rejenta, w której przez 6 dni spali. Podczas śniadania zauważyli, że służba traktuje Jacka z wielkim szacunkiem i podziwem, ale nie wiedzieli, dlaczego. 

Photo by Jr Korpa on Unsplash

c

Lorem ipsum dolor sit amet, unum adhuc graece mea ad. Pri odio quas insolens ne, et mea quem deserunt. Vix ex deserunt torqu atos sea vide quo te summo nusqu.