Nie zadzieraj z chaosem…

Nie zadzieraj z chaosem…

Autorka: Weronika Pawlak

Świątynię Sigmara wypełniało światło. Załamywało się przez smugi dymu. Na środku leżał krzyżem rosły, młody mężczyzna pogrążony w głębokiej modlitwie. Rozległy się kroki. Była to Andrea Pfeffer, kapitan straży miejskiej. Zwróciła się do Brata Edmunda Jaegera z misją. Ma powstrzymać wybuch rebelii, która wrze pod skorupą zostawionego samemu sobie miasta. Czasu jest niewiele… Brat Edmund w całej swoje pokorze i posłuszeństwie przyjął to zadanie. Jego pierwszym i jedynym tropem była drużyna Salundry.

Podminowana ekipa siedziała w karczmie. Ultimatum Guido spędzało im sen z powiek. Czas uciekał. Wuj był w niebezpieczeństwie. Nic nie szło tak, jak powinno. Do karczmy wszedł kapłan Sigmara. Większość obecnych skłoniła się z szacunkiem. Dosiadł się do drużyny i wyjaśnił cel swojej wizyty. Mięśniak w drużynie zawsze się przyda, pomyślała Salundra. Zdecydowała, że priorytetem jest odnalezienie wujka. Oprócz brata, do karczmy wszedł posłaniec z niezwykłą paczką. Był to zwykły worek. Drużyna z zaciekawieniem zajrzała do środka. Wewnątrz spoczywał głowa Alberta. Serca przyspieszyły tętno na ten przerażający widok. Bercik nie żył. A Yorek? Żył? Czy stało się to, co wszyscy przeczuwali od dawna – zdradził? 

Salundra udała się wypytać karczmarza. Reszta zgodnie stwierdziła, że czas wydobyć się z rozpaczy i wejść do podziemi, do których wskazywały tropy porywaczy Wuja. Salundra nagle zniknęła. Nikt nie zauważył jak się to dokładnie stało, ale po cichu została wyprowadzona przez czterech żołnierzy Guido. Gdy podeszła do baru, chciała wypytać się o plany ataku. Myślała, że robi to dyskretnie. Rebelianci mieli inne zdanie. 

Zaprowadzili ją do Devihafen – do zaprzyjaźnionych krasnoludów. I tam miała zostać do czasu wybuchu powstania. Salundra starała się przekonać krasnoludy do pomocy w ucieczce, ale nie udało się jej. Nie za pierwszym razem. W końcu jeden z krasnoludów wypuścił ją tylnym wyjściem. Ona błądząc doszła do brzegu rzeki Teufel. W drodze powrotnej kupiła na targu kulawą świnię. Po co? Też zadawała sobie to pytanie. Może żeby ten ostatni raz mogła wyjść na spacer. W końcu doszła do swojej ulubionej speluny. Wręczyła świnię karczmarzowi i odnalazła skonfundowaną drużynę, która szukała jej od jakiegoś czasu. Czuła, że zmarnowała kilka ważnych godzin. 

Drużyna odnalazła wejście do podziemi gdzieś w zgliszczach spalonej rezydencji. Weszli. Błądzili. W pewnym momencie dojrzeli dziwne miejsce. Wyglądało jakby odbył się tu jakiś rytuał. Wokół były różowe świece. W czasie drogi mogli lepiej się poznać. Brat Edmund jednak ciągle podchodził to tej dziwacznej zbieraniny z pewnym dystansem. Jakim szokiem musiała być dla niego informacja, że Salundra jest żoną dziedzica Jungfreudów, których miał powstrzymać. A dowiedział się zupełnie przypadkiem – w pewnym momencie w korytarzach usłyszeli głosy. Schowali się. Idący byli żołnierzami Jungfreudów, którzy nieświadomi gawędzili sobie w drodze na rozróbę. Brat Edmund nie wiedział co zrobić. Posłuszeństwo nakazywało mu interweniować. Intuicja sugerowała, żeby wspomóc drużynę. Decyzja nie spodobała się Sigmarowi… poszli dalej. Korytarze i ślady prowadziły do wieży Szarego Maga. 

Weszli. Czekała na nich niespodzianka. Druciarz z pięcioma zmutowanymi bandziorami. Rozwinęła się walka. Była dość krwawa. Trzech towarzyszy drużyny nie przeżyło – Jaques, Eric oraz Lucius van Aanholt. Farrenstra wiedziała, że na górze jest gorzej. Ale tam był wujek Salci – tak mówiły ślady. Nagle usłyszeli za sobą głos. Słodki głos. Odwrócili się i ich oczom ukazał się najpiękniejszy mężczyzna na świecie. Staash. Mag. Wraz z dwoma osobliwymi towarzyszami. Salundra nie mogła się oprzeć jego pięknu. Chodź z nami. Pomożesz nam. Brat Edmund czuł, że od tego człowieka biło zepsucie. Ale nie mógł zmienić zdania Salundry, która nie słuchała…

Weszli na piętro. Szukali Maga. Wchodzili do różnych pomieszczeń. W końcu weszli zdaje się do sypialni szarego maga. Leżał nagi, przywiązany do łóżka tak jakby był w trakcie miłosnych igraszek. Drużyna zmartwiła się tym widokiem. Gdy dokładniej przeszukali pokój ich niepokój wzrósł. Okno było otwarte. Gdzieniegdzie stały różowe – już znane bohaterom – świece. Na podłodze leżały ubrania. Dokładnie takie same, jakie miała na sobie w tej chwili Salundra. Gdzieś nonszalancko rzucony leżał sygnet – taki sam jak Salundra miała na palcu. Ktoś odnalazł miłosne listy, oraz kalendarz z zaznaczonymi datami schadzek Maga i Salundry. Tylko Salundra nie przypominała sobie tego romansu. Inne – być może – ale tego – nigdy. Brat Edmund był co raz bardziej podejrzliwy. Ale Salundra przekonywała, że ktoś chce ją pogrążyć, ona nie zabiła maga! 

Czas się kończył. Zatarli ślady i ruszyli na szczyt wieży. Tam czekało przeznaczenie. Belladonna. Demon oraz Yorek. Yoruś – ten, któremu Salundra kazała ćwiczyć. Ten, który od tak dawna podróżował z nimi i walczył za nich. Teraz poznali o nim prawdę. Bolesną prawdę. Walka była długa i trudna. Włączył się w nią również Staash, który atakował rozdzierającym krzykiem – który niestety słyszeli wszyscy, również Ci walczący z Belladonną. Wszyscy powoli słabli. Co chwilę komnata rozbłyskała nieznanymi czarami. Wuj spętany czekał w drugiej części komnaty. Padł Staash, jego towarzysze, Brat Edmund, Demon… Salundra pojedynkowała się z Yorekiem. Był zabójczy. Chaotycznie zabójczy. Szczelnie unikał każdego idealnego ciosu Salundry. Salundra nie była mu dłużna. Jednak powoli zadawali sobie kolejne co raz bardziej wykańczające ich ciosy. W końcu oboje padli nieprzytomni. Belladonna ruszyła do odwrót. Farrenstra pobiegła uwolnić wuja, i dorwać czarownicę. Belladonna wyleciała przez okno, a elfka strzeliła w jej stronę. Farrenstra była skuteczna jak zawsze. Jednak w głównej sali, Yorek ocknął się i doczołgał się do Salundry. Wyjął sztylet i z precyzją wbił gdzieś w okolice tętnicy udowej. Byłaś dobrą szefową szefowo – szepnął na koniec. I skonał pod ciosami rozwścieczonego wuja Erwina. 

Image by Gerd Altmann from Pixabay

c

Lorem ipsum dolor sit amet, unum adhuc graece mea ad. Pri odio quas insolens ne, et mea quem deserunt. Vix ex deserunt torqu atos sea vide quo te summo nusqu.