O Robinie, co z Markizą de Kot wojował 

O Robinie, co z Markizą de Kot wojował 

Recenzja gry Banici z Greenwood autorstwa Tytusa Rducha

Banici z Greenwood zostali mi udostępnieni do recenzji przez autora. Materiał powstał w oparciu o wersję z 8 stycznia 2024 roku, która nie była jeszcze wersją finalną. Na prośbę Łotra informuję, że za napisanie tego tekstu nie otrzymałem żadnego wynagrodzenia, chociaż możliwość obcowania z tą publikacją była nagrodą samą w sobie. 

Premiera gry została zapowiedziana na 6 lutego 2024 roku w formacie PWYW. 

Z miłości do Roota

Zdarzyło mi się kilkukrotnie grać w grę planszową – Root. Był nawet taki moment, że wracaliśmy z nart i po chwili odpoczynku rozkładaliśmy planszę, żeby móc zagłębić się w leśne spory. Dlatego bardzo ucieszyła mnie wiadomość, że istnieje gra fabularna Root. Jeszcze bardziej rozradowałem się, gdy dowiedziałem się, że wyjdzie po polsku. Od ogłoszenia tamtej informacji minęło trochę czasu. Wystarczająco dużo, żebym zwątpił i sięgnął po wersje angielską, w którą ciągle nie miałem okazji zagrać. 

Dlatego moją uwagę przyciągnęła publikacja Łotra. Zanim otrzymałem dostęp do podręcznika widziałem przewijające się tu i ówdzie grafiki z gry. Były bardzo klimatyczne i rzeczywiście w swojej stylistyce mocno nawiązywały to wspomnianego wcześniej Roota. Zresztą autor już na początku swojej publikacji wymienia inspiracje, które przyczyniły się do powstania Banitów z Greenwood. Oprócz planszowego i fabularnego Roota są to legendy o Robin Hoodzie i muzyka grupy Clannad. Wskazane są również CBR+PNK i Ostrza w Mroku, które w moim odczuciu przyczyniły się do stworzenia koncepcji gry i jej mechaniki. Cenię to podejście, w którym autor wskazuje, co go zainspirowało i przyczyniło się do powstania danej publikacji. To od razu pozwala umiejscowić grę/moduł na jakiejś mapie. Wiadomo do czego odnoszą się jej założenia i gdzie w razie czego szukać pomocy. 

Zanim przejdę do bardziej szczegółowych wyjaśnień i rozważań warto napisać, czym są Banici z Greenwood. Autor pisze o nich w ten sposób „…to minimalistyczna gra fabularna stworzona z myślą o trwających 2-4 godziny filmowych jednostrzałach…” Mechanika została oparta o silnik Forged in the Dark w wersji lite. Moje krótkie doświadczenie z grą potwierdza te słowa. Jest dynamicznie, filmowo i mechanika to wspiera. Zapraszam do lektury, jeżeli chcecie dowiedzieć się więcej. 

Nie każdy zegar jest piękny

Banici z Greenwood zostali oparci o silnik Forged in the Dark w wersji lite. Co to właściwie oznacza? Każda postać opisana jest czterema cechami i dwunastoma umiejętnościami. Podczas wykonywania testu sięgamy po tyle kości sześciościennych ile wynosi suma wartości cechy i umiejętności, z których chcemy skorzystać. Jeżeli wypadnie więcej niż jedna szóstka osiągamy krytyczny sukces, to znaczy, że udaje nam się to, co zaplanowaliśmy i jeszcze osiągamy jakąś dodatkową korzyść. W przypadku pojedynczej szóstki nasz bohater osiąga to, co założył. Wynik pomiędzy 4 a 5 to sukces z dodatkową komplikacją. Wszystko poniżej oznacza, że bohaterowi się nie udało. 

Jednak to nie wszystko, co dla nas przygotował autor. Mamy również możliwości wpływania na pule kości poprzez forsowanie, pomaganie, przewodzenie w działaniu i kilka innych rzeczy. W każdym razie osoby grające mają całkiem spore pole manewru podczas wykonywania testów, żeby zwiększyć prawdopodobieństwo sukcesu. Korzystając z różnych ułatwień będziemy gromadzić punkty stresu, które wykorzystujemy także do odpierania konsekwencji nieudanych testów.

Warto jeszcze wspomnieć, że podczas tworzenia postaci osoby grające wybierają swoją motywację, która odpowiada kolorom kaptura jaki noszą oraz decydują w jakie zwierzątko się wcielą. Każdy gatunek otrzymał swój unikalny rysunek i dwie cechy. Jedna z nich w moim odczuciu jest bardziej fabularna, a druga mechaniczna. Wybór jest bardzo szeroki, bo mamy aż dwanaście ras do wyboru. Czując, że przy tak szerokiej ofercie czytanie tego z podręcznika podczas tworzenia postaci, może nie mieć żadnego sensu, wydrukowałem sobie gatunki zwierząt wyciąłem i graczki po prostu je wybrały. Sprawdziło się, więc mogę z czystym sumieniem polecić to rozwiązanie. 

Część z Was, która jest ze mną już prawie trzy lata wie, że moje doświadczenia z silnikiem FitD są niejednoznaczne. Kilka lat temu porwałem się na prowadzenie Ostrzy w mroku i nie było to najlepsze doświadczenie. Byliśmy wtedy w zupełnie innym punkcie, przyzwyczajeni do bardziej tradycyjnych gier. Później miałem możliwości ponownie doświadczyć FitD w wersji lite grając u Boodzika. To było już zdecydowanie przyjemniejsze. Niemniej ciągle mam takie poczucie, że jest to silnik który robi dobre wrażenie na papierze, a w praktyce bywa z tym różnie. Chociaż po doświadczeniach z Banitami z Greenwood dostrzegłem promyk nadziei. Wydaje mi się, że to kwestia wprawy i z każdą kolejną rozgrywką będzie łatwiej. 

Na której mapie znajdę Greenwood?

Tak jak wspominałem wcześniej Banici z Greenwood są mocno inspirowani historią Robin Hooda. Natrafimy tutaj na dobrą królową, która musiała opuścić swoje włości i powierzyła władzę księciu. Chciwy władca za pośrednictwem szeryfów drenuje poddanych z pieniędzy, żeby mieć na swoje zachcianki. W tym wszystkim pojawiają się kaptury, które dokonują zuchwałych czynów, żeby pomóc uciśnionemu ludowi i uprzykrzyć życie szeryfowi z Greenwood. Prawda, że brzmi to znajomo? To jest duży atut tej gry, ponieważ osoby nie znające Roota mogłyby się poczuć zagubione, a tak mają motyw przewodni korespondujący z popkulturą. Chyba każdy kiedyś słyszał o Robinie z Locksley. 

Bardzo fajnym elementem zaprojektowanym przez Tytusa jest wspólne ustalanie w co chcemy grać. To znaczy, że na początku rozgrywki wspólnie ustalamy, kim jest szeryf, z którym walczymy. Moje graczki sięgnęły po jaszczurkę, co w bardzo prosty sposób wpłynęło na otoczenie, w którym rozgrywaliśmy nasza przygodę. Zamiast zamku w koronach drzew, mieliśmy ogromny gród na jeziorze, pod którym biły termalne źrodła. Niby prosta rzecz, ale bardzo sugestywnie wpływająca na świat wyobrażony. Druga kwestia, którą wspólnie ustalamy zanim rozpoczniemy rozgrywkę, to eskapada, czyli mówiąc wprost akcja bojowa, bądź dywersyjna, której chcemy się podjąć podczas naszego spotkania. Byłem ciekaw jak to zadziała, ale wyszło bardzo dobrze. Autor zawarł w podręczniku sześć sugestywnych przykładów, więc dla osób, które poczują się zagubione są wskazówki. Moja drużyna postanowiła ograbić skarbiec Szeryfa. Wyszło całkiem nieźle. 

W drugiej części podręcznika znajdziemy sporą liczbę tabel, które przydadzą się podczas prowadzenia rozgrywki. Mamy tam generatory zwierząt, przedmiotów, budynków, a nawet przeszkód i konsekwencji. Podczas naszego spotkania wylosowałem, że jedna postać została pomylona z kimś innym. Wyszło z tego całkiem urocze, miłosne zamieszanie. Warto grając w Banitów z Greenwood dać się ponieść fabule. Nie czynić wcześniej żadnych założeń tylko popłynąć wartkim strumieniem opowieści. 

Zostałem banitą z Greenwood

Na koniec moich rozważań chciałem podzielić się z Wami kilkoma refleksjami od moich graczek, które nie są aż tak zakorzenione w grach fabularnych. Przede wszystkim zwróciły uwagę, że bardzo łatwo jest wpasować się w tę grę. Zwierzaczki i legenda o Robin Hoodzie odpowiednio nakierowują myślenie. Wspólnie uznały, że mechanika jest szczelna, to znaczy, że dużo narzuca, ale mocno napędza fabułę. Dzięki temu akcja jest wartka i pędzi do przodu. Jednocześnie podkreśliły, że chociaż mechanika dużo określa, to nie jest dławiąca. Tyle od osób współgrających. 

Żałuję, że ta gra nie wyszła kilka lat temu. Mam takie przeświadczenie, że jakbym zaczął od Banitów z Greenwood, a potem sięgnął po jakiś cięższy tytuł spod znaku FitD, to byłoby mi po prostu łatwiej i nie czułbym goryczy porażki. Nie wiem czy autor ma plan kontynuować tę linie wydawniczą, ale gra na tyle nam siadła, że chętnie zagralibyśmy jakąś mini kampanię. Na ten moment nie ma takiej możliwości, bo gra jest dedykowana do jednostrzałów i robi to dobrze. 

Na koniec chciałbym jeszcze raz podkreślić, że Banici z Greenwood są pięknie wydani i spełniają obietnicę daną nam przez autora. Liczę na to, że szybko przyjdą kolejne rozgrywki. Myślę również, że ta gra ma szansę stać się moim awaryjnym tytułem, jak ktoś nie dotrze na sesję i trzeba będzie po coś sięgnąć na szybko. Brakowało mi właśnie takiej gry. Dzięki Tytusie!

Zdjęcie: Katarzyna Zajączkowska-Maciąg

c

Lorem ipsum dolor sit amet, unum adhuc graece mea ad. Pri odio quas insolens ne, et mea quem deserunt. Vix ex deserunt torqu atos sea vide quo te summo nusqu.