Serce to Gra
Nie wiem, czy pamiętacie jeszcze zbiórkę na Iglicę. Od tamtego momentu minął już naprawdę szmat czasu, więc wcale bym się nie zdziwił jakby to wspomnienie zatarło się w Waszej pamięci. Niemniej dla mnie to było pierwsze zetknięcie z twórczością Granta Howitta, które zaowocowało moim debiutem na kanale Rzucaj nie gadaj, więc ciężko to wymazać z pamięci. Tym, co wówczas mnie zaskoczyło były nagrywane sesje. Większość grup grała w Iglicę promując kampanię na Wspieram.to. Była jednak taka niewielka część, która rozgrywała swoje przygody w Sercu albo w Serce. Zresztą jak się dobrze przyłożyło ucho to można było usłyszeć, że Iglica jest fajna, ale to Serce to jest dopiero gra. Niedawno w moje ręce dotarła jej fizyczna kopia i poświęciłem część urlopu, żeby ją przeczytać. Absolutnie tego nie żałuję, bo bawiłem się setnie i wiem, że to kolejna gra, w którą chciałbym zagrać. Chciałbym Was przestrzec przed traktowaniem tego tekstu, jako recenzji, to będzie raczej zbiór przemyśleń porównujących oba systemy, bo wydaje mi się, że zrozumiałem czemu Serce to jest ta gra.
Próg wejścia ma znaczenie
Świat Iglicy wydaje się postawiony na głowie. Wysokie Elfy ciemiężą Drowy i na tym mamy bazować podczas gry. Problem polega na tym, że świat prezentowany w Iglicy jest dużo bardziej skomplikowany i zróżnicowany, a przez to, że poczynione przez autorów założenia są kontr intuicyjne próg wejścia staje się dosyć wysoki. Dwa lata temu udało nam się rozgrać kilka sesji podczas wakacyjnego grania. Mimo dużego wysiłku włożonego przez osoby grające nie w pełni wgryźli się w ten świat. Jak same podkreślały było to dla nich trudne. Z perspektywy czasu i nowych doświadczeń uważam, że Iglica będzie błyszczeć jak wszyscy uczestnicy rozgrywki przeczytają opis świata. Inaczej to doświadczenie zawsze będzie niepełne. Pewnie dałoby się tu wypracować jakieś kompromisowe rozwiązanie, ale mimo wszystko Iglice jako świat trzeba znać, żeby w nią grać.
Ku mojemu zdumieniu w przypadku Serca rzecz się ma zgoła odmiennie. Świat przedstawiony przez autorów jest pewnie jeszcze dziwniejszy niż w Iglicy, ale rozpoczynając rozgrywkę wcale nie trzeba go szczegółowo znać, bo dopiero będziemy wżerać się w Serce, czyli je eksplorować. To znaczy, że osoby grające w zasadzie mogą przyjść na sesję nic nie wiedząc o przedmiocie rozgrywki, bo ta dziwność ma ich zaskoczyć. To ma być osią rozgrywanych przygód. To nawet dobrze, kiedy eksploracja jest zaskakująca, zwłaszcza że w zaproponowanej koncepcji mistrz gry też ma odkrywać świat z drużyną.
Wreszcie wiemy, jak grać
To się wiążę z drugą bardzo ważną różnicą w podejściu obu gier do osób grających. W Iglicy wcielamy się w członków drowiego podziemia, które walczy z okupantem. Już na tym etapie widać, że gramy autochtonami, którzy znajomość miejsca zamieszkania powinni mieć w małym palcu, co może wywierać presję na osoby grające, żeby były za pan brat ze światem wyobrażonym. Tymczasem w Sercu wcielimy się różne osoby, które trafiły na pogranicze Iglicy i miasta poniżej, żeby dokonywać wżerów. One mogą być zarówno z miasta powyżej, jak i z dalekich krain. Niemniej jak na każdym pograniczu nie każdy będzie się chętnie dzielił swoją przeszłością. Można wręcz wyjść z założenia, że nie ważne kim byłeś, liczy się to kim jesteś teraz.
Serce mniej zwodzi naszą intuicję
To być może wiążę się z trzecią ważną dla mnie różnicą. Serce mimo tego, że jest dziwne i tworzy unikatowe miejsca zupełnie nie pasujące do pozostałych jest dużo bardziej intuicyjne. Dlaczego? Przede wszystkim dlatego, że biorąc te grę do ręki spodziewamy się, że będzie nietypowo. Ta nietypowość opiera się głównie o specyficzne enklawy położone w mieście poniżej. Nie jest to pierwsza ani ostatnia gra która bazuje na wypaczaniu rzeczywistości. W związku z tym nawet jeżeli to wszystko jest inne, to już w innych publikacjach mieliśmy do czynienia z czymś podobnym. Warto podkreślić, że autorzy mocno podkręcili tutaj swoją kreatywność, więc pewnie jest trochę dziwniej niż zwykle, ale dalej mieści się to w jakimś spektrum, z którym już mieliśmy styczność. Kilka pomysłów naprawdę mnie urzekło i zapadło w moją pamięć, dlatego nie mogę się doczekać aż wykorzystam je podczas sesji. Nie wykluczam, że wcześniejsze zapoznanie się z Iglicą ułatwiło mi tę drogę. Odnosząc się jednak do tej gry, to tam to wszystko było trudniej przyswajalne. Łatwiej jest przyjąć, że ściana ma zęby i chętnie zrobi sobie z Ciebie przekąskę, niż przyjąć, że pochówek jest równoznaczny ze zjedzeniem ciała przez hienę. Wydaje mi się, że znaczna część trudności w przyswojeniu Iglicy wynikała z nietypowych relacji społecznych. Autorzy podjęli próbę stworzenia zupełnie unikatowego społeczeństwa z dużą ilością niuansów i grup interesu. Udało im się, to ale zarazem sprawiło, że bardzo ciężko wejść w ten świat. Trzeba by się w tym rozsmakować i poświęcić na to dużo czasu.
Nasmarowane zębatki
Rzeczą niemniej istotną jest zdecydowanie lepszy opis mechaniki. Autorzy wyciągnęli wnioski z Iglicy, gdzie dosyć skrótowo opisali zasady rzucania kostkami i ich następstwa. Mam wrażenie, że w sercu dostajemy wyczerpującą instrukcję korzystania z mechaniki. Dodatkowo mamy dosyć przejrzysty skrót zasad, co na pewno będzie pomocne podczas rozgrywki.
Przez Serce do Iglicy
Mimo tych wszystkich uwag ciągle wydaje mi się, że świat Iglicy jest zdecydowanie ciekawszy i pozwoliłby opowiedzieć naprawdę niesamowite historie. Niestety to wymaga dużego nakładu pracy i zaangażowania wszystkich osób grających. Tego czasu mamy coraz mniej, więc Serce stanowi bardzo ciekawą alternatywę. Ja już planuję pierwszy wżer, a Wy?