To Skaveni jednak istnieją?!

To Skaveni jednak istnieją?!

Autorka: Weronika Pawlak

Podziemna rzeka bezwładnie niosła tratwy. Kierujący nie mieli na nie żadnego wpływu. Każdy zastanawiał się, dlaczego nie zorganizowali sobie kija czy innego pagaja przed wyruszeniem z prądem rzeki. Teraz nie mieli pomysłu jak tym sterować. Wpadli na łachę piachu. Farrenstra rozpoczęła zwiad. Znalazła ludzki obojczyk. Jednak nikt nie odnalazł świeżych śladów walki, ani czyjejś obecności. Ale Farrenstra coś usłyszała. Głos. Głos, który ją wołał. Zachęcał do odnalezienia. My- eoniry- powinniśmy sobie pomagać- tak mówił. Farrenstra jak zwykle nad wyraz opanowana nie dała się skusić słodkim obietnicom. Poza tym nikt inny tego głosu nie słyszał więc stwierdziła, że nie warto się tym przejmować. 

W zasięgu wzroku widać było cztery wejścia do skalnych korytarzy. Janara i Farrenstra ruszyły do pierwszego z nich. Bercik chciał zwiedzić następne. Pierwsza droga nagle stawała się bardzo stroma, na tyle, że elfka i krasnoludzica musiały się wspinać. Bez większego wysiłku udało im się przejść trudniejszy odcinek. W drugim korytarzu niziołek również natrafił na podobne wzniesienie, jednak nie miał szans go pokonać. Zresztą tak jak w trzecim. I czwartym. 

Janara i Farrenstra trafiły do wielkiej sali. Wyglądała jak opuszczona świątynia. Jakby ktoś przeprowadzał tu mroczne rytuały. Na środku był wielki ołtarz, a na posadzce pentagram. Janara czuła złowroga aurę tego miejsca. Jej czysta dusza – mniszki nie pozwalała zostawić tego miejsca splugawionego. 

Głos w głowie Farrenstry ciągle rozbrzmiał. Mówił, że jego pana zabił konstrukt. Mroczny i wielki konstrukt. Ale głos prosił by elfka go odnalazła a wtedy będzie jej służył swoim ostrzem. Był to miecz. Miecz elfa, który został pokonany przez coś, co zamieszkiwało te mroczne korytarze. 

Janara odnalazła zwitek papieru. Z jednej strony sygnowany literą B. Z drugiej krótka informacja: „Mistrzyni, znalazłem ich. Chyba mi ufają”. Z wiekiego holu wychodziły dwa korytarze – w prawo i w lewo. Elfka i krasnoludzica zwołały resztę drużyny. Janara bardzo nalegała na oczyszczenie tego miejsca i walkę z czymś, co tu odnajdą. Farrenstry słodki metaliczny głos nie mógł przekonać. Jednak w końcu cała drużyna ruszyła w jeden z korytarzy. Szli schodami w górę. W końcu trafili na… konstrukt. Ni to zwierzę, ni to demon. Nie do końca dostrzegali ciało. A głos wołał. Jego źródło było za… tym czymś. To był jakby czysty mrok. W korytarzu rozpoczął się atak. Nie było łatwo, bo to coś było przerażające. Jednak w końcu los uśmiechnął się do naszych bohaterów, a konstrukt obrócił się w destrukt. 

Korytarz kończył się, a na jego końcu znajdowały się dwa pomieszczenia. W nich znaleźliśmy ciało elfa i jego niziołczego kompana. Oraz miecz. Stwierdziliśmy, że nie można zostawić tak tego miejsca. Zmarłych trzeba pochować a konstrukt nie może wstać. Bohaterowie podjęli decyzję, że spalą to co zostało. Ciała, konstrukt i w ogóle. 

Miejsce było oczyszczone. Janara poczuła spokój. Postanowili zatrzymać się na odpoczynek. Gdy wstali, ruszyli z powrotem ku tratwom. Jak się okazało wszyscy mieli dość krótką pamięć i ruszyli tak jak wcześniej- spontanicznie. Bez wioseł. 

Tratwy chaotycznie chybotały się pod dyktando nurtu. Coraz groźniejszego nurtu. W końcu jedna z fal wywróciła tratwę. Rozbitkowie uratowali się. W końcu drużyna dostrzegła pomost. Tratwa z Janarą i Yorekiem zatrzymała się w pobliżu. Druga popłynęła dalej, a Farrenstra, Olivia i Uve wskoczyli na półkę skalną gdzieś dalej. Yanara stwierdziła, że wybije kilka desek z pomostu i w końcu będą mieli jakieś prowizoryczne wiosła. Wybiła kilka. I nagle zauważyli światła na wodzie. 

Do pomostu dobiła dziwaczna łódź, a wyszły z niej pokraczne istoty – wielcy szczuroludzie. Od razu zobaczyli intruzów. Rzucili się do walki. Zaczęło być dynamicznie. Tak dynamicznie, że kolejne kroki mieszają się co raz bardziej. Janara została zatrzymana. I wrzucona do klatki. W niej już ktoś był. Jakiś ciemnowłosy młodzieniec. Krasnoludzica zaczęła łączyć wątki i próbowała by młody sam powiedział, że jest zaginionym Vendelinem. Chłopiec był przerażony. Gdy w końcu wykrzyczała: „wiem, kim jesteś! Nie udawaj!” Usłyszała za plecami: „no, kim on jest? Powiedz nam.” Nie wiedziała kim byli ludzie stojący przed klatką. Ale oni chyba również wiedzieli kim on jest.

W tym czasie reszta bohaterów próbowała przeprowadzić odsiecz. Korytarze miały potencjał przygotowania zasadzki. Ruszyli wprost na bazę szczuroludzi. Zaczęła się krwawa walka, która poskutkowała śmiercią Uvego. Farrenstra, Olivia i Yorek walczyli na lądzie. Napierały na nich te paskudne postaci. Bercik w tym czasie dostał się na łódź. Załoga chciała bardzo pośpiesznie wypłynąć. Niziołek zobaczył kilka nieprzytomnych postaci – w tym Janarę i ciemnowłosego młodzieńca. Jego małe ciało mogło wziąć ze sobą tylko jedno z nich, zanim załoga zorientuje się, że się tu przekradł. Wybacz Janaro – szepnął, złapał chłopaka i wyskoczył za burtę.

***

Salundra szukała drogi ucieczki. Okno? A może weźmie nogę od krzesła, unieszkodliwi dwóch strażników przed drzwiami i potem… no tak potem się natknie na mały tłumek gości weselnych. Miała nadzieję, że jednak ślub nie odbędzie się od razu po sprowadzeniu Vendelina. Dzięki temu, że się znalazł przynajmniej żyła, ale bardzo chciała uniknąć ślubu. Suknia wisiała gotowa do założenia.

***

Wydostali się z kanałów w niespodziewanym miejscu. Ruszyli w stronę świateł. Gdy nieco przeszli okazało się, że to miasteczko, w którym stacjonuje oddział Olivii. Kurt Sepp przywitał ich z otwartymi ramionami. Tylko gdzie Salundra? Bohaterowie coś bąknęli i poprosili o konie. Musieli szybko wracać. 

Farrenstra szepnęła od Olivii – może chodźmy do niej bo zaraz coś jej odwali. Spotkali się wszyscy. Salundra bardzo, bardzo chciała tego uniknąć, jednak jej przyjaciele dali jej do zrozumienia, że nie ma innego wyboru. Założyła kieckę, wianek. I wyszła.

Vendelin był całkiem skołowany. Rok błądził po korytarzach i kanałach, porwali go szczuroludzie, a gdy w końcu wrócił do rodziny – od razu postawili go na ślubnym kobiercu. Podpis dokumentu, wymiana obrączek z rodowymi herbami. I po krzyku. 

Wrócili do posiadłości Drakenburgów. Niby piękna chwila ponownego spotkania starych przyjaciół i rodziny. Tylko pozornie, bo w praktyce Wujek Erwin i Salundra byli tak wściekli, że tylko się darli to na siebie to na innych. Nawet kucharka straciła pracę. A Ramirez złożył wypowiedzenie. W domu została już tylko drużyna, wujek Erwin oraz pan Jurysta. No dobrze, nie ma co się kłócić – czas na bal!

Photo by Peter Herrmann on Unsplash

c

Lorem ipsum dolor sit amet, unum adhuc graece mea ad. Pri odio quas insolens ne, et mea quem deserunt. Vix ex deserunt torqu atos sea vide quo te summo nusqu.