Kordyjska Księga Upadku Cz. I

Kordyjska Księga Upadku Cz. I

Spisana piórem Anzelma z Buczy

Upadek to jest proces. Niektórzy badacze tego okresu uważają, że bezpośrednią przyczyną osłabienia państwowości Kordu była śmierć cesarza Wolfganga de Calante i jej następstwa. Takie stwierdzenie to nadmierne uproszczenie. W końcu władca zostawił następców. Część z nich jak pokazały późniejsze lata nosiła znamiona wybitności. To jednak nie wystarczyło, żeby ocalić Kord. 

Chyba najbardziej trafne będzie przywołanie tutaj twierdzenia, że pycha kroczy przed upadkiem. Kordyjczycy byli tacy pewni swego i tak przekonani o tym, że zdominują Dominium, że nie zauważyli raka, który trawił ich państwowość. Na dodatek uważali, że inne narody Dominium postawią sobie ich za wzór. Będą się reformować na ich obraz i podobieństwo. Nic podobnego. Ich najważniejsi konkurenci wzięli sobie za cel rozwijać się inną drogą. To prędzej czy później musiało skierować wszystkie te państwa na kurs kolizyjny. Tak się złożyło, że nastąpiło to bardzo szybko. Wcześniej niż ktokolwiek się spodziewał. 

Powróćmy na chwilę do śmierci samego cesarza, która po dziś dzień owiana jest tajemnicą. Nikt nie przyznał się do jej zlecenia. Chociaż na dworach od samej Kary, aż do Dorii, szeptano o mocodawcach tego spisku. Zanim jednak zagłębimy się w spekulacje, to zastanówmy się dlaczego ktoś w ogóle dopuścił się czynu tak haniebnego jak zlecenie zabójstwa cesarza, władcy całego Dominium. Kord był w owym czasie potęgą. Rokrocznie rozszerzał swoje granice, a gospodarczo nikt nie mógł się z nim równać. Cesarz wcale nie musiał posuwać się do zbrojnej ekspansji, bo wystarczyło poczekać jeszcze kilka lat, żeby zdominować wszystkie inne państwa. Wolfgang de Calante nie chciał czekać. Marzył o tym, że to się stanie za jego życia. Dlatego najprawdopodniej zginął. 

Kiedy zajął stary Dor po Dominium poniósł się szmer niezadowolenia. Jednak nikt nie chciał wprost sprzeciwiać się Cesarzowi. Jedynie papież wysłał notę protestacyjną. Plotka głosi, że Wolfgang kazał podać ją papieskiemu posłańcu na kolację, a następnie patrzył jak ten spożywa szykowny posiłek. Ciężko dzisiaj zweryfikować, czy to prawda. Jednak takie opowieści powtarzane przez ludzi nie wpływały na pozytywny wizerunek władcy, tym bardziej w oczach zagranicznych obserwatorów. 

W końcu nadszedł ten moment, w którym Czarny Sęp zaczął gromadzić armię na granicy Dorii. Nikt, kto kiedykolwiek interesował się polityką, nie miał wątpliwości do czego posłuży ta armia. Chociaż administracja Kordu zapierała się, że to mają być oddziały prewencyjne, które powstrzymają kolejne powstania. Nikt nie ściąga na swój żołd ragadańskich rankorów, jeżeli nie planuje walki w ciasnych, miejskich uliczkach. W końcu są w tym mistrzami. Wszyscy wiedzieli i milczeli. 

Tym, którzy bacznie obserwowali wydarzenia w Kordzie mogły umknąć ważne procesy toczące się w pobliskiej Dorii. Tam trwała walka tradycji z nowoczesnością. Młodzi spierali się ze starymi. Zawiązywano konfederacje i powstawały kolejne spiski, które miały doprowadzić do zmiany. Młoda szlachta zorientowała się, że nadszedł zmierzch tradycyjnego rycerstwa i potrzebna jest nowoczesna armia, która będzie w stanie przeciwstawić się imperialnym zapędom Kordu. Nawet jeżeli ktoś wtedy przegapił te już toczące się procesy, to na pewno słyszał o ich owocach w późniejszych latach za sprawą dokonań Isdelfa Vallottona i jego kompani. 

Zajęcie Dorii przez cesarza Wolfganga de Calante zapewniłoby mu wieczną chwałę, ale przede wszystkim rzuciłoby cień na wszystkie państwa Dominium. Tak wielkiemu imperium nikt nie śmiałby się przeciwstawić, nawet papież. To był moment, w którym zaczął się upadek rodu de Calante. Zgubiła ich pycha. 

Wielu badaczy zadaje sobie pytanie, kto doprowadził do śmierci Cesarza. Część przyjęła wygodne tłumaczenie, że za zamachem stał szaleniec, którym powodowała ręka Jedynego. Przyznam, że to wygodne tłumaczenie, bo niewątpliwie Pan nasz prowadził to ostrze, ale siły, które wprawiły je w ruch były zupełnie gdzie indziej. W swoich rozważaniach podejmę cztery najbardziej prawdopodobne wątki, które także najczęściej przewijają się w pismach politycznych tego okresu. Jest to wątek doryjski, papieski, rodzinny i sojuszu tradycyjnych przeciwników Kordu. 

Warto zacząć do wątku doryjskiego, który z punktu widzenia sytuacji politycznej miałby w owym czasie największy sens. Zarazem jest on również najmniej prawdopodobny ze względu na wartości wyznawane przez mieszkańców tego archaicznego państwa. Doryjczycy szczycili się swoimi turniejami i pojedynkami. Jeżeli mieli do kogoś rankor, to załatwiali to oficjalnie. Towarzyszył temu uświęcony tradycją ceremoniał, od którego nie można było odstąpić. Skrytobójstwo nie wpisywało się w zwyczaje Doryjczyków. A próba wyzwania cesarza na pojedynek z góry była skazana na niepowodzenie. Jeżeli ten argument wydaje się niewystarczający, to warto jeszcze przypomnieć o napiętej sytuacji wewnątrz społeczeństwa Dorii. Początkowo niegroźne spiski finalnie przerodziły się w zbrojny konflikt, który doprowadził do fundamentalnych zmian. Król Dorii był tak zajęty trzymaniem się tronu, że pewnie nawet nie zauważył gromadzącej się za miedzą wrogiej armii. 

Wątek papieski przez wiele lat był traktowany jako najbardziej prawdopodobny. W końcu Cesarz był naturalnym przeciwnikiem Papieża w walce o władzę w całym Dominium. Zresztą przytoczona wcześniej opowieść o znieważeniu papieskiego posłańca wskazuje na bezpośredni motyw hierarchy kościoła. Zjednoczenie Kordu i Dorii sprawiłoby, że papież stałby się podwładnym władcy tego molocha. Dlatego wskazanie papieża jako mocodawcy zabójstwa było jak najbardziej logiczne i możliwe. Niemniej warto przypomnieć, że ówczesny papież był człowiekiem słabym, którym rządziła jego własna kuria. W takim razie pojawia się pytanie, czy nie mógł tego zrobić któryś z jego kardynałów. Na to pytanie ciężko odpowiedzieć z perspektywy dzisiejszych czasów. Jednak warto przypomnieć, że kuria papieska była niczym beczka prochu. Każdy z hierarchów chciał mieć jak największe wpływy, co sprawiało, że cały czas skupiali się na walkach i intrygach wewnętrznych. Nie mieli czasu, żeby zajmować się geopolityką. To już nie były czasy Proroka, który patrzył szeroko. Dlatego finalnie większość historyków odrzuca tę teorię jako mało prawdopodobną.

Cesarz miał nad wyraz liczną rodzinę. W historii Kordu rzadko się zdarzało, żeby władcy mieli tyle dzieci. Nie zapominajmy także o bracie, który był gotowy w każdej chwili przejąć władzę. To wszystko doprowadziło do licznych spekulacji na temat zlecenia zabójstwa przez krewnych Cesarza. Na samym początku warto wyłączyć z tego kręgu podejrzeń pierworodnego syna, który nie palił się do władzy i jak się później okazało miał ku temu powody. To nie było jego powołanie. Równie mało prawdopodobny jest udział córki władcy. Chociaż do dzisiaj jej żywot otoczony jest nimbem tajemniczości. Niemniej była najmłodszym dzieckiem i żeby zdobyć tytuł Cesarzowej musiałaby doprowadzić do śmierci pozostałych członków rodziny, co wydaje się bardzo czasochłonne i nieopłacalne. Jeżeli chodzi o Rzeźnika z frontu, to w momencie śmierci brata przebywał w Agarii. Niektórzy uważają, ze to bardzo wygodne alibi i mógł stamtąd pociągać za sznurki. Jednak jego szlak bojowy wiódł przez wszystkie najcięższe bitwy tamtego okresu. Nie uchylał się od walki, więc można śmiało założyć, że pojechał tam sławić kordyjską sztukę wojenną, a nie czekać aż tron się zwolni. Zresztą jego geniusz taktyczny po dziś dzień jest studiowany w szkołach oficerskich całego Dominium. Mroczny cień kładzie się na drugiego cesarskiego syna, Gereona. Zawsze pożądał władzy i podejmował się różnych przedsięwzięć, żeby ją zdobyć. To mogłoby działać na jego niekorzyść. Z drugiej strony mocno wspierał ojca w przygotowaniach do inwazji na Dorię. Był szykowany na Wicecesarza. Wskazują na to liczne dokumenty, które się zachowały. Jeżeli wierzyć Cesarzowej, to Wolfgang de Calante chciał sprawdzić, czy Gereon sprawdzi się w tej roli. W razie powodzenia chciał uczynić go swoim następcą. To w zasadzie eliminuje go jako mocodawcę. 

Wreszcie przechodzimy do zaprzysięgłych wrogów Kordu, czyli Cynazji i Matry. Czasami do tego grona zalicza się także Nordię i Eskrię. Jednak ich rola w tym wszystkim nie jest aż tak oczywista, dlatego pominiemy ją na potrzeby tych rozważań. Cesarscy śledczy od razu do grona podejrzanych włączyli Cynazję i Matrę. Było powszechnie wiadome, że te państwa pozostają we wrogich stosunkach z Cesarstwem. Jednak nie znaleziono nic, co by wiązało z nimi zamachowca. Dopiero w późniejszych latach wyszła na jaw działalność Siostrzeństwa i Braterstwa Oleandra, czyli tajnej organizacji, której celem było destabilizowanie polityki wewnętrznej Kordu. Jej szpiedzy przeniknęli do wszystkich ważnych instytucji i realnie wpływali na ich działalność. Warto też przypomnieć ich działalność na obszarze Dawnego Doru, gdzie kładli podwaliny pod kolejne powstania. To wszystko skłania do refleksji, ze mieli najlepszy dostęp do Cesarza i mogli spokojnie przygotować morderstwo. Jednak mimo upływu lat ciągle nie znaleziono na to dowodów. 

Chociaż po dziś dzień nie ustalono, kto stał za zabójstwem Cesarza, to właśnie to wydarzenie zapoczątkowało upadek Kordu i dynastii de Calante. Miejmy nadzieję, że w kolejnych latach zostaną odnalezione wiarygodne dokumenty, które potwierdzą jedną z przytoczonych powyżej hipotez badawczych. 

Image by Brigitte Werner from Pixabay

c

Lorem ipsum dolor sit amet, unum adhuc graece mea ad. Pri odio quas insolens ne, et mea quem deserunt. Vix ex deserunt torqu atos sea vide quo te summo nusqu.