Te wszystkie problemy z elfami
Krasnolud jaki być powinien, to każdy wie – mały i brodaty. Najlepiej jakby miał do tego topór, nie stronił od wypitki, a w obejściu cechowała go urzekająca gburowatość. Nikt nie ma wątpliwości jak wyglądają i zachowują się przedstawiciele tej rasy. Ich obraz jest tak ugruntowany w zbiorowej świadomości, że ciężko doszukiwać się jakichś aberracji. Zresztą nie przypominam sobie wielu odstępstw od tego stereotypu. Kiedyś R. A. Salvatore w cyklu Wojna Demona próbował tchnąć w krasnoludy trochę świeżości, ale dzisiaj raczej nikt o tym nie pamięta. Tłumacz w związku z tym postawił również zaszalał i zaproponował Krzaty w miejsce Krasnoludów.
Prawdziwy problem pojawia się dopiero w przypadku elfów. Ileś lat temu Ignacy Trzewiczek w jednym ze swoich poradników pisał o tym, że jak chce się kreować taką postać, to trzeba znaleźć dla niej dobrą motywację. W końcu długousi mają swoją społeczność i muszą mieć naprawdę dobry powód, żeby ją opuścić. Nie mają też specjalnie potrzeb, żeby mieszać się w sprawy ludzi. Podobnie jest w literaturze. Weźmy jako przykład chociażby cykl powieści Marcina Mortki poświęcony Kociołkowi i jego kompani. Elf Elias jest typowym przedstawicielem swojego gatunku. Główny bohater, który jest też narratorem, często podkreśla, że go nie rozumie, bo działa według rozumowania, które dla ludzi jest niezgłębione. Być może autor czytał poradniki prezesa Portalu, w końcu kiedyś razem wydawali Neuroshimę i stąd podobne podejście. A może jest tak, że odejście elfów ze Śródziemia sprawiło, że nikt nie wie, co z nimi zrobić?
Wszystkie te opowieści łączy jedno. Elfy są inne. Nie zawsze, ale zazwyczaj ukazywane są jako istoty lepsze. Dysponujące nieznaną, potężną magią albo potrafiące samodzielnie stawić czoła hordzie przeciwników. Ta ich potęga sprawia, że ludzie czują przed nimi respekt albo po prostu się ich boją. Zależy od świata i intencji autora. Od szacunku do lęku niedaleka droga w tym przypadku. Jednak ta potęga sprawia, że stają się niezrozumiałe. Nikt nawet nie próbuje poszukać odpowiedzi na pytanie co ich motywuje, bo z góry zakłada, że nie da się tego zrozumieć. Mam wrażenie, że to właśnie u Tolkiena stanowiły rasę, która działała zgodnie z jakimś planem. Istniała też jakaś szczątkowa wiedza o tym, czym się kierują.
Warto na chwilę sięgnąć do najbardziej znanej rodzimej sagi, czyli wiedźmina. Tam elfy są nieco bardziej ludzkie. Może dlatego, że zostały postawione w sytuacji schyłkowej. Ich czas przemija. U Tolkiena też mamy taką sytuację, tylko że tam są one dużo bardziej szlachetne, wręcz momentami wyniosłe. Z podniesioną głową opuszczają Śródziemie. U Sapkowskiego elfy walczą o każdą piędź ziemi. Marzą o tym, żeby odbudować swoją państwowość, głównie jako terrorystyczne bojówki. Są tak bardzo ludzkie, że znika ta bariera niezrozumienia. To może skłaniać do refleksji, że nie są tymi prawdziwymi, niezrozumiałymi elfami. Jednak takie podejście pozwala nam wczuć się w taką postać i utożsamiać z nią. Taka rasa jest grywalna.
Inaczej sytuacja się przedstawia jeżeli traktujemy je jako mistyczne i niezgłębione. Takie podejście stwarza barierę nie do przebicia, bo skoro autorzy zakładają, że się nie da, to jak odbiorca może to zrobić dysponując jeszcze mniejszą ilością danych. Tutaj przechodzimy do sedna problemu, czyli do grania elfami. Zatrzymajmy się na chwilę w Starym Świecie, który formalnie rzecz biorąc wysokie elfy opuściły po wojnie o brodę. Na miejscu zostali ich leśni kuzyni, którzy strzegą pradawnych borów i chronią ludzi przed wszelkiego rodzaju leśnymi lichami. W tej sytuacji jak najbardziej naturalne wydaje się granie bohaterami, którzy szpiegują, bądź są emisariuszami wszelkiej maści, nie rozróżniając na kupców czy posłów. Donoszenie na własną drużynę swoim mocodawcom zdaje się być świetnym początkiem pięknej przyjaźni.
Od dłuższego czasu zastanawiam się nad tym jak to ugryźć, bo nie znajduję sensownych powodów, żeby elfy pałętały się po imperialnych miastach. W głównej mierze może to wynikać z więzi jaką poddani Karola Franciszka zadzierzgnęli z długobrodymi. Ta wzajemna sympatia może prowadzić do sytuacji, w której elfy zostają pominięte. Z drugiej strony na terytorium Imperium są lasy, w których żyją elfie społeczności. Problem zaczyna się w momencie, w którym te różne grupy traktujemy jako coś kompletnie osobnego. Może warto by było potraktować Stary Świat jako wieloetniczny, gdzie te różne rasy ze sobą współżyją, a nie zamykają się w swoich enklawach? Wówczas ich różnorodność sprawiałaby, że ten świat stałby się ciekawszy.
Zatoczyliśmy koło i wróciliśmy do Sapkowskiego, który właśnie dzięki temu zabiegowi sprawił, że ta wieloetniczność napędzała fabułę poprzez napięcia, które występowały pomiędzy rasami. Wróćmy jeszcze na chwilę do Tolkiena i jego pomysłu na elfy, istoty szlachetne, które zdają się być opiekunami Śródziemia. Jeżeli zakładamy, że są jednostkami wybitnymi, których talenty stoją ponad innymi rasami, to może należałby je potraktować tylko i wyłącznie jako bohaterów niezależnych.
Pomijam tutaj kwestię balansu w drużynie, bo to jest dyskusyjne. Niektórzy preferują grę w niezrównoważonych grupach, gdzie pojedyncze postaci wyrastają ponad inne. Kwestia gustu. Bardziej znaczące jest zrozumienie postaci. Lubię wiedzieć w co gram i dlaczego. Jeżeli gram istotą ocierającą się o boskość albo niebywale szlachetną i wciśniętą w wąskie ramy, bądź taką, której motywacje pozostają nieznane to jak mam się w tym odnaleźć? Elfy są pod tym względem problematyczne. Każda ich iteracja narzuca poważne komplikacje na gracza. Co więcej, każdy świat próbuje na swój sposób je definiować jako rasę. W Monastyrze są bezwzględnymi zabójcami, a w Śródziemiu istotami niebywale szlachetnymi. Ciężko znaleźć punkty wspólne. Z krasnoludami jest łatwiej. Nikt nie podnosi ręki na stereotyp.
Od dłuższego czasu mam problem z elfami i za każdym razem jak gdzieś pojawiają się przedstawiciele tej rasy, to próbuję zrozumieć, znaleźć tę jedną rzecz, którą się kierują. Jednak coraz częściej dochodzę do wniosku, że to może nie mieć żadnego znaczenia. Jeżeli komuś sprawia frajdę granie elfem, to niech z tego korzysta. Pewnie znajdą się też tacy, którzy lubią grać niezgłębionymi bohaterami, których zachowanie stanowi zagadkę. To może być na dłuższą metę uciążliwe, jeżeli nie możemy liczyć na racjonalność współtowarzysza, ale może też są tacy, którzy czerpią radość z nieprzewidywalności. Przeszło mi też przez myśl, że może to nie ma w zasadzie znaczenia czym początkowo kierują się te elfy. Może jeżeli ktoś zaczął jako szpieg, to w trakcie rozgrywki mógł zaprzyjaźnić się z innymi bohaterami. Ważne staje się tu i teraz.
Photo by Ksenia Yakovleva on Unsplash