Polskie gusła

Polskie gusła

Najlepsze lektury na wakacje

Pewnie nie ma w tym przypadku, że wakacje stanowią wzmożony okres wydawniczy. Uczniowie i studenci mają zdecydowanie więcej czasu wolnego. Nawet osobom pracującym zdaje się udzielać ten luźniejszy klimat towarzyszący ciepłym dniom. Wśród wydawnictw panuje taki dobrobyt, że gdzie się nie obejrzeć tam kolejne nowości. Na szczęście z uleganiem łatwym pokusom poradziłem sobie już jakiś czas temu. Teraz przy wyborze kolejnych lektur sięgam w pierwszej kolejności po sprawdzonych autorów i zaufane wydawnictwa. Jednym z nich jest Powergraph, który może nie wydaje wielu książek rocznie, ale jak już coś publikują, to zawsze warto po to sięgnąć. Tym razem mój wzrok spoczął na powieści Justyny Hankus Dwie i pół duszy. Publikacja jest reklamowana jako folk noir. 

Patrząc na nieustającą popularność gier spod znaku Cthulhu i Kultu można śmiało założyć, że jako grający lubimy krawędziowe opowieści z odrobiną horroru. Dlatego pomyślałem, że to książka, po którą warto sięgnąć jeżeli planujemy udać się do świata, gdzie niemożliwe staje się całkiem prawdopodobne. Szczególnie kupiło mnie to, że autorka korzysta z rodzimych wierzeń i sięga do stwory wywodzące się ze słowiańskich podań. W trakcie lektury spotkamy wodnika, czy też czarci pomiot. Podobne kreatury napędzają też wiedźmina, ale robią to w fikcyjnym świecie. Myślę, że Dwie i pół duszy w bardzo przystępny sposób pokazują jak można wpleść gusła i mityczne stworzenia w nadprzyrodzoną, współczesną opowieść. Dla mnie najważniejsze jest to, że autorce udało się uniknąć groteski i przesady. Mam wrażenie, że bardzo często tego typu konceptom towarzyszy nadmiar. Wystarczyłoby zaniechać ostatniego kroku, żeby całość była zjadliwa, a tak, często staje się niepoważna. 

Najważniejsze fakty o okolicy

Powieść opowiada o mieszkańcach niewielkiego skrawka post prlowskiej Polski. W fabule przejawiają się mieszkańcy kilku wiosek. Część z nich skupiona jest nad jeziorem, gdzie mieszka wodnik. Ważną rolę pełni też las porastający okolicę opuszczonego radzieckiego poligonu. Tam mieszka wiedźma, która potrafi warzyć eliksiry i zaklinać rzeczywistość. Ciekawym elementem świata jest też cygański tabor, z którego wywodzi się inna zaklinaczka, ważna dla fabuły powieści. Na koniec warto wspomnieć, ze niedaleko ludzkich siedlisk znajduje się czarci kamień, na który diabeł wabi niewinne niewiasty, by obarczać je swoim pomiotem. Tak po krótce wygląda mapa okolicy. Pewnie dałoby się ją nawet ładnie rozrysować i na jej podstawie stworzyć ciekawy sandbox. Nie będę tutaj pisał o fabule, bo książka jest na tyle ciekawie i w przystępny sposób napisana, że warto po nią sięgnąć i samemu ją poznać. 

Jak operować zabobonem

Z tego, co napisałem powyżej może wyłaniać się świat przesycony magicznymi stworzeniami i rytuałami. Jednak wcale tak nie jest. Autorka uwzględnia postęp techniczny i upływ czasu. Niektóre rozdziały pisane są w czasach minionych a inne we współczesnych dla bohaterów. Tym, co w szczególny sposób zwróciło moją uwagę jest dualność mitów i religii. Dla mieszkańców tej krainy korzystanie z usług wiedźmy nie wyklucza chodzenia do kościoła. Zresztą sam ksiądz również jest świadom istnienia zjawisk nadprzyrodzonych i bierze aktywny udział w walce ze złym. To wszystko w powieści Justyny Hankus sprawia wrażenie jak najbardziej naturalne. Po prostu tak jest i nie ma co się nad tym głębiej zastanawiać. Trzeba z tym żyć. Warto zwrócić uwagę, że ta zasada dotyczy autochtonów. Przyjezdni nieznający realiów mogą ulec zwodniczej magii, kiedy spotkają wodnika, bądź martwicę. Nie będą świadomi kogo spotkali. 

Wydaje mi się to bardzo ciekawym podejściem w kontekście przedzierania się przez zasłonę oddzielającą świat materialistyczny od tego niesamowitego. Bohaterowie przybywają na miejsce, chcąc rozwiązać jakąś zagadkę albo zbadać sprawę. Jednak żadne racjonalne wytłumaczenie nie pasuje. W końcu są zmuszeni, żeby poszukać odpowiedzi wśród zabobonów. Muszą zejść ze swojego piedestału racjonalności i udać się do miejscowej guślarki, która pokaże im jak ten świat naprawdę wygląda. Podoba mi się ta koncepcja przez wzgląd na wykorzystanie polskich wierzeń. Dzięki temu można operować na dwóch płaszczyznach. Odnosić się do bohaterów i do graczy, którym cały czas będziesz mówił, że wodniki, martwice i czorty naprawdę istnieją. Wystarczy otworzyć oczy, żeby je ujrzeć. 

Jak zakląć czyjąś duszę

Ważnym motywem przewijającym się przez Dwie i pół duszy są gusła i rytuały. Przede wszystkim warto przytoczyć najważniejszy, który napędza całą fabułę powieści. Otóż główny bohater rodzi się z dwiema duszami, czyli ma o jedną za dużo. Okazuje się, że cygańska magia potrafi rozwiązać ten problem. Wystarczy przeprowadzić obrzęd, który uwięzi jedną z nadprogramowych dusz. Gusła zaproponowane przez autorkę wymagają odpowiednich składników i poświęcenia. Nie są to ładne czary, do który przyzwyczaiły nas hollywoodzkie filmy. Są to ludyczne zaklęcia nastawione na efekt, a nie elegancję. Dlatego bonusową duszę trzeba wyrzygać i uwięzić. Jednak jak się uwolni, to za drugim razem już nie będzie tak prosto. Trzeba będzie dużo potężniejszej magii. 

W tak zaprezentowanym podejściu do nadprzyrodzonych mocy podoba mi się kilka rzeczy. Przede wszystkim gusła mają realny wpływ na to, co się dzieje w świecie powieści. Często mam wrażenie, czytając różne podręczniki do gier fabularnych, że traktuje się je jako magię gorszej kategorii, jak karczemne sztuczki. Moim zdaniem to jest złe podejście. To jest po prostu inny rodzaj władania mocą. Mniej elegancki, mniej skodyfikowany. Cała radość władania nią powinna polegać na zwiększeniu jej możliwości względem opisanych czarów, bo nie ograniczają jej suche zapisy. Jednak warto tak, jak w powieści Justyny Hankus ustalić konsekwencje jeżeli czar zostanie przełamy. To jest bardzo ciekawy pomysł na czarci targ. Możesz więcej, ale jak Ci się nie uda to spotkają Cię srogie następstwa niepowodzenia. 

Warto też pamiętać, że gusła wymagają składników i odpowiednich okoliczności takich, jak pełnia księżyca, obecność księdza, czy wreszcie znalezienie miejsca, gdzie magia zadziała. Im dłużej o tym piszę tym bardziej mam ochotę spróbować takiego podejścia do czarowania. Wydaje się być niesamowicie ekscytujące i nieść za sobą bardzo ciekawe możliwości fabularne. 

Lubię wyciągać erpegowe smaczki z książek

Dwa lata temu miałem taki moment w swoim czytaniu, że jak sięgałem po książkę, to zastanawiałem się w jaki sposób będę mógł wykorzystać zawarte w niej elementy do gier fabularnych. Na szczęście ten okres trwał krótko i już dawno minął. Wolę czytać książki z poczuciem, że przewracanie kolejnych kartek sprawia mi niesamowitą radość. Po prostu lubię je czytać odkąd nauczyłem się łączyć słowa w zdania, a może nawet zaprzyjaźniłem się z nimi wcześniej, kiedy rodzice czytali mi do snu. W każdym razie, raz na jakiś czas trafiam na pozycję, która jest inspirującą dla mnie jako osoby prowadzącej i czuję, że chce się z Wami tym podzielić. 

Photo by Ksenia Yakovleva on Unsplash

c

Lorem ipsum dolor sit amet, unum adhuc graece mea ad. Pri odio quas insolens ne, et mea quem deserunt. Vix ex deserunt torqu atos sea vide quo te summo nusqu.